Ze Studzienicznej dotarłam do Sejn. Wbrew temu, co o nich czytałam, jakoś mnie nie zachwyciły. Może to nie był ten dzień? Ale czasem tak bywa, że wyobrażenia rozmijają się z rzeczywistością. Tym gorzej dla rzeczywistości? Nie – dla wyobrażeń, bo muszą pozostać niezaspokojone. I to też jest lekcja z wędrowania – życie to nie tylko „ochy” i „achy” nad pięknem. To także niedosyt.
Sejny to najmniejsze w Polsce miasto powiatowe liczące dziś niewiele ponad 5,2 tys. mieszkańców. Położone nad rzeką Marychą (dawniej Sejną), lewym dopływem Czarnej Hańczy, zostało założone na przełomie XVI i XVII wieku przez leśniczego przełomskiego Jerzego Grodzińskiego, jako miasto prywatne.
Początkowo nazywało się Juriewo (od imienia założyciela), ale nazwa się nie przyjęła i z czasem zaczęto nazywać je Sejny, od rzeki, nad którą leży, dziś nazywanej Marychą. Sama nazwa Sejny pochodzi natomiast słowa seina, co w języku jaćwieskim oznaczało trawy porastające kiedyś obficie brzegi i zakola rzeki.
Mając niewiele czasu, jeszcze tego samego dnia, wieczorem, ruszyłam na rekonesans, gdyż rano miałam dotrzeć nad Jezioro Wigry. Na szczęście nie padało, a nawet o zachodzie ukazało się nad Sejnami złotawe słońce. I to ono na chwilę dodało miastu uroku.
Bazylika i niedokończona rozmowa…
Pierwsze kroki skierowałam do, moim zdaniem, najważniejszego zabytku Sejn – Bazyliki Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny wraz z dawnym kompleksem klasztornym dominikanów. Kościół został wybudowany w drugim dziesięcioleciu XVII wieku przez sprowadzonych do Sejn dominikanów, klasztor natomiast powstał kilkadziesiąt lat później, a jego fundatorem był wspominany Jerzy Grodziński.
Bazylika z zewnątrz zaskoczyła mnie kolorami. Mocno żółty, wyraziście czerwony i rozbielona, miętowa zieleń fasady stanowią wyraźny akcent kolorystyczny na tle nieba i drzew. Dlaczego przy renowacji wykorzystano taką paletę barw, przyznaję, że nie mam pojęcia, ale chętnie bym się dowiedziała. Jeśli coś wiesz, proszę podziel się tym w komentarzu.
Wewnątrz kolorystyka jest już bardziej stonowana i oczywiście uwagę zwraca przepiękny, złotawy ołtarz główny wykonany w stylu barokowym. W bazylice są jeszcze dwie kaplice: Serca Jezusowego i Matki Boskiej.
I nic dziwnego.
Już od 1610 roku kościół ten był miejscem pielgrzymkowym, a szczególną czcią otaczano Maryję. Wówczas też do klasztoru sprowadzono słynącą łaskami drewnianą figurę Matki Bożej z Dzieciątkiem, przy czym w całej Europie jest podobno zaledwie kilka takich figur.
Kto figurę sprowadził do Sejn? Podobno sam Grodziński, który wykupić ją miał od snycerza w Królewcu, który dla odmiany nabył ją od jakiegoś poganina. Informacja ta, krążąca bardziej w postaci legendy niż faktu, opisana jest w książce A. Połujańskiego „Wędrówki po guberni Augustowskiej„. A oto ona:
Skoro ruszył i z tym kosztownym nabytkiem w drogę, pozostały w Królewcu snycerz pożałował, że za mało jeszcze wziął pieniędzy od Grodzińskiego za swój towar i puściwszy się w pogoń za nim, chciał mu zwrócić wzięte pieniądze, jeśli wyższej ceny podług żądania nie postąpi.
Lecz tak się znużył daremną pogonią, iż stracił już chęć zapędzać się, aż wreszcie udało mu się zoczyć i dopędzić Grodzińskiego, lecz jakże się zdziwił, gdy w miejsce koni gniadych ujrzał do bryki Grodzińskiego zaprzężone siwosze, co więcej, gdy zatrzymawszy się na drodze, obadwa szukali w bryce statuy, znalezioną być nie mogła, co spowodowało powrót wspólny do Królewca, dokąd jadąc szukali po drodze swej zguby, jednakże na próżno, bo statua zrządzeniem cudownym znalezioną została u snycerza w tem samem miejscu, skąd wzięta była.
Ten cud większą jeszcze chciwość snycerza wzbudził, który postanowił żądać za statuę tyle złota, ile ona zaważy. Grodziński zrazu zwątpił o dopięciu swego zamiaru, lecz następnie westchnąwszy do Boga, postanowił całe swe mienie sprzedać, byleby tę statuę mógł dostać.
Lecz jakież ich obudwu było zdziwienie, gdy statua zaważyła mniej od poprzednio zapłaconej snycerzowi wartości. Przeto chcąc, niechcąc, snycerz poprzestać musiał na wartości ostatecznie przez się ustanowionej.
Grodziński zabrawszy powtórnie statuę, przywiózł ją bez przeszkód do Sejn, lecz gdy kościół nie był jeszcze ukończony, postanowił ją tymczasem umieścić w jednym z kościołów katolickich w Grodnie. Ale gdy ani konie, ani też woły naprzemian zaprzężone w żaden sposób tego ciężaru z miejsca ruszyć nie mogły, Grodziński uznając w tem wolę Boga, pozostawił statuę w Sejnach.Jak Grodziński Statuę Matki Boskiej dla sejneńskiego kościoła kupował
I tak kult maryjny w Sejnach rozwijał się, szczególnie intensywnie w XVIII wieku, potem jednak osłabł. Odrodzenie kościoła w Sejnach, jako sanktuarium, nastąpiło dopiero w latach 70. XX wieku, m.in. dzięki podniesieniu kościoła parafialnego do rangi bazyliki mniejszej.
W 1975 roku nastąpiła koronacja figury Matki Boskiej Sejneńskiej. Uroczystość celebrował Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński oraz Metropolita Krakowski, kardynał Karol Wojtyłła, wkrótce po tym papież Jan Paweł II.
Pomodliłam się przed figurką. I pomyślałam, że czasami dziwne są wędrówki. Człowiek wybiera się do lasu, a potem okazuje się, że drugi raz tego samego dnia trafia w miejsca kultu maryjnego – najpierw była Matka Boska Studzieniczna teraz Sejneńska. Tu i tam ślady bytności naszego papieża JPII.
Gdy miałam już wyjść z kościoła, zagadnęła mnie starsza siostra zakonna, pytając z uśmiechem skąd jestem. I tak potoczyła się rozmowa.
Okazało się, że siostra należy do Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, jej imię zakonne to Barbara (moje drugie imię), że była kiedyś w Łodzi, a w Sejnach jest już wiele lat. I że dużo czasu poświęca na pracę w Domu Pomocy Społecznej Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi.
Ja powiedziałam, że jestem lekarzem i porozmawiałyśmy też trochę o tym, jak epidemia wpłynęła na pracę domu opieki społecznej. A potem pożegnałyśmy się i każda z nas poszła w swoją stronę.
Czułam, jakby ta rozmowa nie została jednak dokończona, jakby powiedziane było tylko to, co zewnętrzne, a to, co wewnątrz, zastanawiało się, czy jest pora, by wyjść. Widocznie nie była. Pozostał niedosyt dopiero co rozpoczętej i niedokończonej rozmowy.
Zabrałam go ze sobą i poszłam obejrzeć budynki klasztorne, a potem po prostu miasto.
…i opuszczony kościół
Skręcając po wyjściu z bazyliki w prawo, po kilku chwilach dotarłam do innego kościoła. Sprawiał wrażenie opuszczonego, smutnego, schowanego za drewnianą furtką. Była lekko uchylona, więc weszłam na porośnięty trawą teren, drzwi kościoła były jednak zamknięte. Jak potem sprawdziłam, jest to kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej.
Wybudowany w XIX wieku jako świątynia ewangelicka, w 1955 roku został przekazany katolikom na kościół garnizonowy. Obecnie kościół służy głównie do odprawiania rekolekcji.
Jak dla mnie, wygląda jednak jakby był w ogóle nie używany. Przyznaję, że widok tak smętnego kościoła, pozbawionego ludzkiej bytności, jakby wstydliwie schowanego za furtką, wprawił mnie w jakiś niepokój, wręcz smutek.
Jeśli więc wiesz coś więcej na temat tej świątyni, proszę, zostaw info w komentarzu.
Gdy nowe zastępuje stare…
Zbliżał się wieczór, poszłam więc po prostu przed siebie, bodajże główną ulicą Sejn – ulicą Piłsudskiego.
Tym razem natrafiłam na budowle z kręgu kultury żydowskiej – tzw. Białą Synagogę. Wybudowana pod koniec z lat 80. XVIII wieku, podczas II wojny światowej została przez Niemców zdewastowana. Po wojnie czekało ją jednak inne już przeznaczenie.
Najpierw budynek częściowo przebudowano na remizę strażacką, potem wykorzystywano go jako magazyn nawozów sztucznych i zajezdnię dla taboru gospodarki komunalnej. Wtedy też nastąpiła największa dewastacja budynku.
W latach 80. XX wieku budynek synagogi wreszcie odremontowano. urządzając w nim Gminny Ośrodek Kultury. Obecnie jest użytkowany przez Ośrodek „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” jako miejsce spektakli, wystaw i koncertów.
Przy Piłsudskiego są też inne zabytkowe budynki – ratusza miejskiego i urzędu pocztowego, a także dawny pałac biskupi, obecnie będący budynkiem mieszkalnym.
Idąc tak, zastanawiałam się, jak nowe zastępuje stare – czasem chcąc je całkowicie zniszczyć, czasem dla pozoru zachowując ślady po przeszłości, a czasem nie zastępuje, tylko czerpie z całej pełni przeszłości. To tam, gdzie duch jest wciąż żywy – duch miejsca. Genius loci.
Czułam niedosyt, ale nie był to już niedosyt piękna, ale zrozumienia. Czułam, że tego dnia byłam zaledwie na powierzchni zdarzeń i wrażeń, a wszystko, co warte byłoby pamięci, zostało przede mną jakby ukryte. Uwierało mnie to, wywołując potrzebę snu.
Tak właśnie uwiera pustka. A wówczas człowiek koniecznie chce się zapełnić marzeniami, choćby sennymi.
Fotorelacja – Sejny (sierpień 2020)
Szkoda, że się moje miasteczko Pani nie podoba 🙁 może rzeczywiscie nie miała Pani dobrego dnia na jego zwiedzanie, bo ma ono swój klimat. Już tu nie mieszkam, ale stąd pochodzę.
Czasem rzeczywiście potrzeba więcej czasu, by jakoś poczuć miejsce.No cóż, może innym razem 🙂