Wiosna wciąż jeszcze nieśmiała. Co prawda wypuszcza kwiaty niczym swoich posłańców, ale nadal skąpi bujnej zieleni liści. Te – skulone w pąkach – być może czekają na swój czas i sygnał do gwałtownego otwarcia się na świat od ciepłego wiosennego deszczu.

Spoglądam pod nogi. Tak, tu, gdzie chodzę, szukając wiosny, ziemia wydaje się być go spragniona. Ta gliniasta jest popękana i jakby obkurczona, ta piaszczysta natomiast unosi się pyłem pod butami. Wszytko, co w niej żyje, wydaje się spragnione wody.

Patrzę w górę na drzewa. Już widzę, że korony brzóz otula zielonkawa mgiełka maleńkich listków. Jakże to kontrastuje z innymi drzewami. Z nich najbardziej uśpione są dęby. Ich pąki wciąż są mocno zaciśnięte w maleńkie piąstki, a na małych dąbkach nadal wiszą zeszłoroczne, brunatne i suche jak pergamin liście, przywołując na myśl jesień.

 



Tak, przyrodzie potrzeba wody. Pokrywający powalone pnie drzew mech wysechł i wygląda jak stary, wyliniały i zakurzony dywan, jakże szorstki pod dotykiem placów. Pod nogami szeleszczą zszarzałe liście, byle nacisk powoduje, że rozpadają się w pył. Z prochu postałeś….

***

Znam tę okolicę dobrze, ale dziś jestem zaskoczona. Jeszcze dwa miesiące temu nie było tylu powalonych drzew, szczególnie brzóz. Ich białoszare pnie i gałęzie wyglądają jak złożone na ziemi stare kości. Usiadłam na jednym z brzozowych pni, przyłożyłam twarz do niego i spojrzałam w stronę korony drzewa. Pień wyglądał jak autostrada – donikąd. W proch się obrócisz…



Pod jedną z takich brzóz leżały porozrzucane zwierzęce kości – duża, biała szczęka z mocnymi zębami i kości kończyn. Nie wiem, co to za zwierze dokończyło tu żywota, jaka była jego śmierć – cicha czy gwałtowna. I jakie było jego życie. Bo przecież było.

***

O tym, że las nie tylko jest grobem drzew i zwierząt, przekonałam się po chwili. I aż się uśmiechnęłam. W powietrzu unosiły się dwa motyle, tańcząc zapewne taniec godowy, nie widziały bożego świata poza sobą i zaplątały mi się we włosy. Eh, życie…, można je też przetańczyć.

***

Gdy doszłam do miejsca, gdzie często widuję sójki, zobaczyłam jedną. Siedziała, milcząca, na gałęzi krzewu, lustrując okolicę. Po chwili, w ciszy, przefrunęła na drzewo, mając w ten sposób szersze pole widzenia.



A jednak nie wyglądała jakby wypatrywała jedzenia, ale raczej jakby się zastanawiała, co dalej zrobić ze swoim życiem. A może to ja się zastanawiałam i sójce przypisałam tę myśl?

***

Nagle zapragnęłam zatopić się w lesie, porzucić znaną ścieżkę, skręciłam więc między drzewa i krzewy. Brak rozwiniętych liści ma swoją zaletę – lepiej widać, co kryje się w plątaninie gałęzi. Spojrzałam w dal i między drzewami zobaczyłam rumowisko – niszczejące mury małego, jak przypuszczam, niegdyś domku teraz porastały krzewy, mchy i porosty.

Kiedyś była tu ludzka siedziba, dziś zostały opuszczone ruiny, do których nie prowadzi żadna ścieżka, ruiny, które teraz anektuje Natura.



Eh, ta jej wola życia jest jednak ogromna. Jak to dobrze…, eh, wiosna.

***

Wiosna niewątpliwie potrafi zaskoczyć, a w zasadzie zachowania zwierząt. A było to tak.

Gdy spacerowałam sobie po lesie, w pewnym momencie zauważyłam na gałęzi drzewa wiewiórkę. Zadowolona, zaczęłam jej robić zdjęcia, ale po chwili zastanowiło mnie, że ona, mimo tego, że podeszłam dość blisko i musiała mnie usłyszeć, siedziała cały czas całkiem nieruchomo, z otwartymi oczami, zupełnie jak posąg lub jakby była zahipnotyzowana. Dosłownie zero ruchu jakiejkolwiek części ciała.

Trwało to co najmniej kilka minut, aż pomyślałam, choć to nieprawdopodobne, że… może wiewiórka nie żyje. Podeszłam więc jeszcze bliżej i poruszyłam gałęzią, do której mogłam sięgnąć, by sprawdzić, czy zareaguje na ruch drzewa. Nie zareagowała. Poczułam się dziwnie, bo zupełnie nie rozumiałam tej sytuacji – nieruchoma jak posąg, ale żywa wiewiórka na drzewie, bez reakcji na bodźce.


Wiosna wciąż nieśmiała


W pewnym momencie zawiał wiatr i nagle wiewiórka jakby się ocknęła, zaczęła skakać z gałęzi ma gałąź, wydając przy tym dźwięki, których nigdy u wiewiórek nie słyszałam. Po chwili się uspokoiła, przycupnęła w gałęziach sosny i znowu jakby zamarła.

Ponieważ nie potrafię wytłumaczyć takiego zachowania wiewiórki, zadałam o to pytanie na jednej z grup na FB, do której należę. Jedna z odpowiedzi wydaje się przekonująca – mianowicie, że takie zachowanie wiewiórki mogło wynikać z chęci obrony swojego gniazda z małymi, które mogło być w pobliżu.

Sprawdziłam – ruja u wiewiórek zaczyna się w marcu, czasem wcześniej, ciąża trwa ok. 30-40 dni, więc jest możliwe, że już urodziły się młode i rzeczona, posągowa wiewiórka broniła w ten sposób gniazda i swoje potomstwo – nowe życie. Ach, ta wiosna!

***

Gdy wracałam do domu po kilku godzinach łażenia po lesie, zaczął padać deszcz. Być może wkrótce las wybuchnie zielenią? Jest nadzieja, bo jest wiosna!


Wiosna wciąż nieśmiała


Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Zoska
Zoska
1 rok temu

Piękna, refleksyjna i naturalna opowieść. Proszę takich więcej 😁

Marek
Marek
1 rok temu

A te kości to jakiego zwierza? 😮

Ewcia Pewcia
Ewcia Pewcia
1 rok temu

Ło matko, po co pokazywać kości? 😱