Był sobie Stary Człowiek i pewnego dnia postanowił pójść w pole. Dawno tego nie robił, bo ślepy był, głuchy i chromy i od lat nie wychodził z domu.

Dlatego, gdy tylko wyszedł za próg, to po kilku krokach potknął się o leżący na drodze kamień. Stary Człowiek zachwiał się i zamachał rękoma, próbując złapać równowagę. Ponieważ jednak nic, czego mógłby się chwycić, w ich zasięgu nie było, upadł na ziemię.

Obolały leżał tak dłuższą chwilę, zastanawiając się: wrócić do domu, czy iść dalej? Jeśli wróci – myślał – nie upadnie, potykając się o kamienie, bo w domu zna wszystkie przejścia. A jeśli pójdzie dalej, trafi pewnie na kolejny kamień, którego nie zauważy, przewróci się i może już nigdy się nie podniesie.

Bijąc się tak z myślami, wyciągnął ręce i dotknął kamienia. Kamień był zimny, twardy i duży. Stary Człowiek oparł się więc na nim i podniósł z ziemi. Skoro już wstałem, opierając się na kamieniu, o który się potknąłem, wiec jednak pójdę dalej – pomyślał i ruszył przed siebie, wiedziony zapamiętanym obrazem drogi.

Szedł wolno, ostrożnie stawiając nogę za nogą i badając grunt, aż poczuł się pewniej. I gdy już wydawało się, że nic nie stanie mu na przeszkodzie, by dojść do rozległego pola, znowu się potknął o kamień, upadł i dotkliwie potłukł.

Trzeba mi było jednak wracać – westchnął ciężko, zniechęcony upadkiem. Gdy jednak po chwili poczuł na swej pomarszczonej twarzy wiatr a w nozdrzach idący od pola świeży zapach traw i ziół, wiedział, że pójdzie dalej – za tym wiatrem i za tym zapachem, który zapamiętał wiele lat temu.

Znów więc wyciągnął dłonie, by dotknąć kamienia, przez który upadł i poczuł, że ten też jest twardy i duży, ale ciepły, jakby nagrzany od słońca. Oparł się o swój kamień, tak o nim pomyślał – ” swój” – i całym sobą zaczerpnął powietrza, jakby chciał wchłonąć świat, i wstał. A potem znowu ruszył, idąc noga za nogą, ostrożnie, ale jakby lepiej już wyczuwając nierówności drogi.

Gdy tak szedł i szedł, zapach idący z wiatrem od pola stawał się coraz wyraźniejszy, a w głowie pojawiało się coraz więcej wspomnień. Na jedno z nich Stary Człowiek uśmiechnął się, a poorana zmarszczkami twarz się wygładziła.

Nagle znów poczuł, że trafił na kamień, ale tym razem zdążył się oprzeć na nim i zamiast upaść, przysiadł. Pogładził go dłonią – kamień był duży i miękki w dotyku od porastającego go mchu. Dziękuję ci mój kamieniu – powiedział po odpoczynku Stary Człowiek – ale muszę już iść dalej. I ruszył. W nozdrzach czuł, że pole jest bardzo blisko.

***

Gdy Stary Człowiek stanął wreszcie na skraju rozległego pola, poczuł całym sobą ten idący od niego zapach – przebogaty i głęboki bukiet radości i smutków, zwycięstw i porażek, spełnionych marzeń i zawiedzionych nadziei, prostych dróg i krętych ścieżek, cierpienia i szczęścia, wielkich momentów i szarych dni, miłości i odrzucenia. Tak pachnie Życie – powiedział i napełnił go spokój.

Po chwili schylił się i sięgnął dłonią po grudkę ziemi. Między palcami poczuł wilgoć próchnicy i drobne kamyki. – Wszystkie jesteście potrzebne moje kamienie, te małe i te duże, te zimne i te ciepłe, te twarde i te omszone, te, które jesteście podporą, i te, o które się potykam – pomyślał i przyłożył grudkę ziemi do nozdrzy. Tak pachnie Życie.

Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments