Dziś w drugiej części fotohistorii bohaterkami będą kawki, te osiedlowe, modraszki, tym razem leśne, oraz „duch” bażanta, a co to oznacza, to dowiesz się na końcu.
KAWKI SĄSIADKI MOJE
Nigdy nie atakuj kawek, a nawet ich nie przeganiaj. Mają doskonałą pamięć i nigdy ci tego nie wybaczą. Informację o tym, że jesteś ich wrogiem, przekażą też innym osobnikom ze stada, a wtedy możesz się spodziewać, że kawki w obronie zaatakują ciebie.
Dlatego gdy robiłam te zdjęcia, siedziałam sobie spokojnie i cichutko 😁, by żadna z nich nawet przez moment nie pomyślala, że coś może im z mojej strony grozić, bo przecież nie może 😊. Nawet żałowałam, że nie mam w kieszeni żadnego pędraka albo innej dżdżownicy😂, by się moim modelkom przypodobać.
Bo to są moje osiedlowe kawki, a z sąsiadkami lepiej żyć dobrze. Bo inaczej wezmą cię na języki, będą latać za tobą i wytykać dziobami. 😉 A po co mi to?
MODRASZKI W AKCJI
Szłam sobie ścieżką na skraju lasu, uwielbiam takie klimaty – z jednej strony cienisty las, z drugiej roziskrzona od słońca łąka. Ale dziś nie o tym, więc szłam sobie taką cudną ścieżką i usłyszałam popiskiwanie.
Niby nic dziwnego, w lesie i na łące jest wiele różnych odgłosów, a jednak ten jakoś zwrócił moją uwagę, bo dźwięki wyraźnie dochodziły ze środka pnia sosny, którą właśnie mijałam, gdzieś na wysokości mojego pasa.
Rzuciłam okiem, ale nic nie zauważyłam, popiskiwanie trwało. Zajrzałam więc z drugiej strony i jest! W sośnie były dwa otwory, a z jednego z nich dochodziło to popiskiwanie. Domyśliłam się, że jest tam pewnie gniazdo jakiegoś stworzenia.
By nie niepokoić go, odeszłam na bezpieczną odległość, schowałam się za inną sosną i krzakiem, naszykowałam aparat i czekałam. Po chwili pojawiła się piękna modraszka, oczywiście nie przyleciała z pustymi „rękami” – w dziobie miała jedzonko. Przycupnęła na chwilę na krawędzi dziupli, szybciutko rozejrzała się dokoła i wpakowała do dziupli.
Na chwilę piski ustały, to pewnie jej dzieci – głodne stworki – dostały do dziobów robaczki i zaczęły je pałaszować. Trwało to krótko, modraszka karmicielka wyleciała z gniazda i pofrunęła, by poszukać następnej porcji. Z każdą sekundą piski nasilały się, po chwili znowu pojawiła się modraszka, także z dziobem zapakowanym przysmakami, a za moment przyfrunęła druga, jednym słowem – byli to modraszkowi rodzice, których udało mi się uwiecznić na jednym zdjęciu.
Przyznam, że rodzice małych ptasich pociech to strasznie zapracowani goście, latali jak w ukropie, w tę i z powrotem. Choć skupieni byli, aby nakramić pisklęta, to cały czas też baczyli na okolicę, czy jest bezpiecznie. Gdy dolatywali do dziupli, przycupywali na chwilę na jej krawędzi, potem było kilka zwrotów głową na wszystkie strony, a dopiero później siup do środka.
Niech więc małe modraszki rosną zdrowo i szczęśliwie, bo trud włożony w ich odchowanie jest naprawdę wielki.
DUCH BAŻANTA
Wybrałam się na fotołowy na bażanta. Łaziłam za nim wśród krzaczorów i traw ze dwie godziny.
Gdy słyszałam go w jednym miejscu, podkradałam się cichutko i już już myślałam, że go mam, a wtedy jego nawoływania dochodziły z zupełnie innego miejsca.
Gdy szłam w tamtą stronę i znowu myślałam, że jestem blisko, to okazywało się, że jest zupełnie gdzie indziej. I tak bawiliśmy się w kotka i myszkę, a ja miałam wrażenie, że mój bażant ma zdolność teleportacji. No wciąż mi się wymykał. Zrezygnowana ruszyłam w las.
Gdy obejrzałam się za siebie na chwilę, to wtedy wreszcie mi mignął, zupełnie bezszelestnie jakby był duchem. No i niestety wyszedł na fotce jak swój cień, bo z wrażenia, że był tuż tuż za mną, złapałam ostrość na krzak, a nie ptaka. A oto moja fotograficzna porażka. To tak dla pokazania, że zdecydowanie nie wszystkie zdjęcia wychodzą, a bażanty potrafią przemykać jak duchy 😁.
cdn.
Poprzednie opowiastki:
Zapraszam! 💚