Dziś był mój pierwszy raz z… tarpem, oczywiście w lesie, bo gdzieżby indziej.
Dla tych, co mają nieuczesane myśli, wyjaśnianiem, że tarp to po prostu płachta biwakowa, czyli kawał materiału 3×3 m (tyle ma mój, ale są też w innych rozmiarach). I dziś właśnie ten nowy nabytek po raz pierwszy wypróbowałam w terenie, robiąc sobie zadaszenie.
Zaczęłam od pozycji zasadniczej, czyli takiej, jak poniżej na zdjęciach. A potem usiadłam sobie pod tym tarpem, słoneczko pięknie grzało, ja piłam herbatkę, co bardzo mnie rozleniwiło, tak bardzo, że zaległam, przymknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w odgłosy lasu.
Gdy tak sobie cichutko leżałam, a promienie słońca muskały mnie po twarzy, las zaczął przemawiać.
Drzewa skrzypiały, to tu, to tam, jakby ktoś otwierał i zamykał stare drzwi, dzięcioł stukał w pień sosny, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi, suche, jeszcze ubiegłoroczne liście, które tworzyły leśny dywan, szeleściły łaskotane wiatrem, gdzieś pod korzeniami jakaś nornica popiskiwała, zupełnie ignorując moją obecność.
Po kilkunastu minutach takiego wsłuchiwania się z zamkniętymi oczami w odgłosy lasu miałam wrażenie, że zaczynam słyszeć nawet nurkujące gdzieś w leśnym podszycie owady. Tak bardzo nie chciało mi się wracać do domu.
Oczywiście to wszystko w ramach nauki bushcraftu 😁, bo zaczęłam z nim nową przygodę, jako nowy poziom miłości do lasu 😊.