– Olaboga, Kostek, chodź tu, patrz, zdechły! Wszystkie zdechły! – krzyczała zrozpaczona babcia Zosia, biegając po podwórku pomiędzy leżącymi pokotem na ziemi bielutkimi ciałami gęsi.
Jeszcze kilka godzin temu rzucała im żarcie, które gęsi łapczywie połykały, a teraz nie dawały znaku życia. Babcia co rusz chwytała to jedną, to drugą za szyję, w nadziei, że to postawi je na nogi, ale te, zwiotczałe, w bezruchu opadały na trawę.
– Dej ty spokój, one tylko są pijane! – odezwał się wreszcie dziadek Kostek, który stał przez przy płocie, przypatrując się ze spokojem biegającej od gęsi do gęsi żonie. – Weź, zacznij je skubać, to od razu się ocnką – dodał pewnym głosem.
– Jak pijane? Kostek, czyś ty rozum postradał? – nie dawała za wygraną babcia, ale mimo to wzięła jedną gęś i zaczęła wyskubywać jej pióra.
– Ano pijane. Dyć w tym żarciu, co im dałaś, były resztki owoców z… he, he… gąsiora. Przecie kazałaś odcedzić nalewkę, nie? No to odcedziłem, a resztę do paszy dałem – wyjaśnił dziadek i ruszył w stronę babci. W tym momencie gęś, którą skubała babcia, poruszyła się i syknęła.
Babcia wystraszona tym nagłym ożywieniem, upuściła ją. Gęś zaczęła próbować wstawać, jej szyja wiła się jeszcze pod ciężarem głowy, całe ciało chwiało się, ale wyraźnie dochodziła do siebie. A potem – jak na zawołanie – zaczęły ożywać pozostałe.
– A nie mówiłem, że pijane? – zatriumfował dziadek. – No, Zocha, ale dobrze żeś wszystkich nie oskubała – zaśmiał się dziadek. – No bo kto to widział gołe gęsi!
Babcia wciąż stała w bezruchu jak zaczarowana, patrząc, jak białe ciała gęsi podnoszą się z ziemi niczym duchy i, wciąż skołowane, próbują chwycić pion. Z każdą jednak chwilą było słychać coraz głośniejsze syczenie i gęganie gęsi, które jakby dostały dla odmiany dodatkową porcję energii, zaczęły biegać to w jedną to drugą stronę. A w powietrzu unosił się puch.
—-
Ta opowiastka nie jest zupełnie wymyślona, a powstała na kanwie rodzinnej opowieści.
U moich dziadków na wsi, czyli w ukochanych Pszczółkach, zawsze były gęsi, których jako dziecko – przyznaję – bałam się. Syczenie i długie szyje, które wyciągały ku mnie, goniąc mnie po podwórku, kojarzyły mi się z wężami.
Ale mam też dobre skojarzenia: to z ich puchu (ale nie tych pijanych gęsi 😁) babcia zrobiła specjalnie dla mnie moją pierwszą, cudnie puchową kołdrę 😍. Mam ją do dziś. I jest to jedno z bardzo wielu ciepłych wspomnień po mojej Babci Zosi.