Epidemia zdominowała codzienność. Od miesięcy jesteśmy bombardowani informacjami, ile zakażeń, hospitalizacji, zgonów. A liczby rosną. Do tego utrudniające życie ograniczenia i sygnały, że służba zdrowia staje się niewydolna. I jak tu nie nabawić się lęków lub depresji? Jak możemy się ratować? Ucieczką w las!
Gdy w Średniowieczu epidemie dziesiątkowały ludność, popularne było zalecenie: Cito, longe fugeas et tarde redeas, co po polsku oznacza: Prędko i daleko uciekaj i nierychło wracaj. I ludzie z miejsc objętych epidemią rzeczywiscie uciekali, zwykle na oślep, no cóż, roznosząc chorobę jeszcze bardziej.
Jednak nie o takiej ucieczce „na oślep” chcę Wam dziś opowiedzieć, lecz o ucieczce w las przed depresją i lękami. Może nie dosłownie o ucieczce, lecz o tym, by zanurzyć się w nim na spacerze i potraktować to jako swego rodzaju naturalną terapię, nie tylko w czasie pandemii, ale w w ogóle.
I nie jest to żadna fanaberia czy szamanizm, ale o pozytywnych skutkach leśnych spacerów wiele mówi już także nauka. Przyjrzyjmy się więc tematowi bliżej.
Lasoterapia, czyli…
Terapia leśna lub „kąpiel leśna” odnosi się do odwiedzania lasu lub wykonywania różnych działań w środowisku leśnym w celu poprawy zdrowia i samopoczucia. I jak się okazuje w badaniach, u osób korzystających z leśnych spacerów w porównaniu z grupami kontrolnymi znacząco zmniejsza się poziom depresji, lęku, stresu i złości.
Las na depresję
O korzystnym wpływie lasu na depresję mówi m.in. praca pt. Effects of Forest Therapy on Depressive Symptoms among Adults: A Systematic Review, będąca systematycznym badaniem przeglądowym, w którym przeanalizowano 28 badań dotyczących tego tematu.
Co ważne z naukowego punktu widzenia, wszystkie badania objęte analizą, były badaniami interwencyjnymi z co najmniej jedną grupą porównawczą, a większość prac (24 z 28 badań) ukazała się w ciągu ostatnich pięciu lat, potwierdzając, że terapia leśna jest jednym z ważnych podejść terapeutycznych i zyskuje na popularności.
Niezależnie od różnic między badaniami, ogólnie rzecz biorąc, uczeni wykazali, że terapia leśna jest skuteczna w łagodzeniu depresji, szczególnie u dorosłych z problemami zdrowotnymi. Podzieli też terapię leśną na trzy różne poziomy kontaktu: 1) oglądanie przyrody, 2) przebywanie w obecności pobliskiej przyrody oraz 3) aktywne uczestnictwo i zaangażowanie w przyrodę.
Co prawda, wszystkie te działania przyniosły określone korzyści zdrowotne w postaci poprawy samopoczucia, jednak w niektórych sytuacjach samo „oglądanie przyrody” lub „przebywanie w pobliżu natury” może nie wystarczyć, aby mieć znaczący wpływ na poziom depresji.
Dlatego też – jak podkreślają uczeni – przyszłe badania testujące efekty terapii lasem muszą uwzględniać swego rodzaju „dawkę terapeutyczną”, a także zobiektywizowane metody pomiaru natężenia depresji, nie tylko oparte o kwestionariusze psychologiczne, ale też mierzalne parametry fizjologiczne.
W tym zakresie przydatnym parametrem może być tzw. zmienność rytmu serca (HRV), która jest markerem odzwierciedlającym funkcjonowanie współczulnego i przywspółczulnego układu nerwowego, a także wskaźnikiem stresu i depresji.
Tu kilka słów wyjaśnienia. W normalnych warunkach częstość rytmu serca dostosowuje się do sytuacji, np. jest wolniejsza podczas odpoczynku i w nocy, a szybsza podczas wysiłku i w dzień, czyli mamy do czynienia z naturalną zmiennością częstości serca. Natomiast pacjentów z depresją, jak się okazuje, występuje istotne zmniejszenie tej zmienności w porównaniu ze zdrowymi dorosłymi. To tak, jakby organizm nie odpowiadał adekwatnie na sytuację.
Las na lęki
By pokazać korzystny wpływ lasu na redukcję lęków, przytoczę badanie, pt. Psychological Benefits of Walking through Forest Areas, w którym wzięło udział 585 uczestników (średnia wieku 21,7 ± 1,6 lat).
Wszyscy badani zostali poinstruowani, aby przez 15 minut przeszli wyznaczone trasy przez obszary leśne (testowe) i miejskie (kontrolne), u każdego też dokonano pomiaru nastroju i poziomu lęku jako cechy, z użyciem odpowiednich kwestionariuszy (Kwestionariusz Profilu Stanu Nastroju (POMS) i Inwentarz Stanu-Cechy Lęku).
Co ujawniły wyniki?
Mianowicie to, że chodzenie po terenach leśnych zmniejszyło negatywne nastroje „depresji-przygnębienia”, „lęku przed napięciem”, „złości-wrogości”, „zmęczenia” i „zagubienia” oraz poprawiło pozytywny nastrój uczestników w zakresie „wigor”, w porównaniu z chodzeniem po obszarach miejskich.
Co ciekawe, bardziej efektywne zmniejszenie poczucia „depresji-przygnębienia” po przejściu przez tereny leśne zaobserwowano u uczestników z wysokim poziomem lęku jako cechy, niż u osób z normalnym i niskim poziomem lęku jako cechy.
Badanie to wykazało więc psychologiczne korzyści płynące z chodzenia po obszarach leśnych i zidentyfikowało istotną korelację między reakcjami psychologicznymi na chodzenie po lasach a poziomem lęku jako cechy.
Moje doświadczenia
Przez ostatnie lata, a może nawet przez większość swojego życia żyłam w permanentnym stresie. Moją codziennością był pośpiech, chaos, branie na głowę zbyt wielu spraw naraz, ciągle zarywanie nocy, by odrabiać zaległości i nieustające poczucie winy, że mi się nie udaje. I tak w kółko.
Aż rok temu poczułam całą sobą, że mam tego dość i jeśli czegoś w swoim życiu zmienię, to ono mnie opuści. I zaczęłam je zmieniać. Nie, nie od razu i nie wszystko naraz, bo to by tylko stres pogłębiło, ale małymi kroczkami.
Te małe kroczki, to więcej ruchu w połączeniu z wyciszeniem, o czym pisałam np. w tekście „Godzinki, bieg i radość o poranku„, to refleksja nad sensem dotychczasowego życia, jak choćby w tekście „Jaki jest Twój brzeg?” To także rezygnacja, świadoma i przemyślana, z kilku dotychczasowych aktywności, które nie przynosiły mi już radości, a innym pożytku.
Największa jednak zmiana zaszła we mnie, gdy zaczęłam wędrować, dużo chodzić po lesie, sycić się Naturą, celebrować kontakt z nią, dostrzegać w niej zmiany i stałości, czuć się jej częścią, przyglądać się z podziwem i milczeniu.
Ta moja potrzeba bliskości Natury zrodziła się już ubiegłym roku i zaczęłam ją realizować od wyprawy w Góry Świętokrzyskie. Ale co ciekawe, nabrała tempa wraz z nadejściem epidemii. Gdy świat się zatrzymał, ja – przyznaję, że nawet wbrew zakazom – ruszyłam w las. Pokochałam go całą sobą.
I dziś myślę, że wędrowanie – las, puszcza, łąki, słońce, deszcz – wysiłek jaki mu towarzyszy i błogi odpoczynek, uratowały mnie.
Czy wszystkie moje problemy przez to się rozwiązały? Nie! Ale gdy idę w las, czuję się cudownie wolna, nabieram też zdrowego dystansu do rzeczywistości, co pomaga mi lepiej radzić radzić sobie z codziennym życiem.
Ta moja swoista „ucieczka w las” nie jest jednak ucieczką od życia, ale jest drogą wyjścia z błędnego koła frustracji. I tego Wam też życzę. Idźcie w las, a może też odnajdziecie tam swoją drogę :-).
Zawsze kochałam las i nadal go uwielbiam. Po takim spacerze czuję się zdecydowanie lepiej, choć lęków nie mam. Po prostu jestem odprężona.
Brawo! Jak ja to rozumiem!
Uwielbiam wędrówki po lesie o każdej porze roku. Są niesamowicie kojące 🙂
To prawda. W styczniu chcę się wybrać na 3 dni na zimową wędrówkę – może w Góry Kaczawskie? Albo Izerskie?
Zdecydowanie tak! 😁