Zaczęło się o godz. 13, czyli jak na śniadanie, to raczej późna pora, a trwało do godz. 21, czyli przeciągnęło się na kolację. Ale nie o porę tu chodzi, ale oczywiście o „Śniadanie na Księżym Młynie”, czyli imprezę kulturalną, która zgromadziła fanów sobotnich spacerów po Łodzi.

Spacerów połączonych z dobrą zabawą na ulicznych koncertach, nieśpiesznymi pogawędkami ze znajomymi i nieznajomymi, kawą, herbatą lub piwem wypitymi choćby na leżaku pod chmurką lub drzewem, albo w przytulnych kafejkach, cieszeniem oczu kolorowymi wyrobami lokalnego rzemiosła artystycznego (może nawet ich zakupem, ku radości sprzedawców), a przede wszystkim chłonięciem klimatu dawnej Łodzi.

Łodzi zbudowanej z czerwonej cegły, na której tle wiosenna zieleń liści drzew wydaje się być szczególnie intensywna.

Łodzi pełnej uliczek wyłożonych jeszcze kocimi łbami i zapominanych podwórek, na których śladem dawnego życia są stare metalowe trzepaki, chętnie kiedyś oblegane przez dzieciarnię.

Łodzi pełnej starych garaży z odrapanymi przez czas, jakże malowniczo, drewnianymi drzwiami często w bliżej nieokreślonym kolorze.

Łodzi robotniczych siedli – famuł – gdzie każdy z domów jest kopią drugiego, ale każdy ma swoją ludzką historię – historię ich mieszkańców.

I wreszcie tej Łodzi odnowionej, w której ze ścian zdarto patynę czasu, przywracając budynkom – fabrykom i pałacom – wybudowanym przez dawnych łódzkich przemysłowców – ich świetność i blask.

Taki jest też Księży Młyn, jedno z wyjątkowych miejsc na mapie Łodzi, gdzie dawne powoli, ale systematycznie odzyskuje blask. Ale i to stare, jeszcze nieodnowione przyciąga uwagę, a nawet wzbudza zachwyt kolorem, fakturą, formą i historią.

O Księżym Młyn – czyli trochę historii…

Czym więc jest Księży Młyn? Kto łodzianin – ten wie, dla innych – kilka słów na temat tego miejsca.

Zacznijmy od nazwy Księży Młyn. Pochodzi ona od dawnej osady młyńskiej, zlokalizowanej nad rzeką Jasień, a będącej w XV w. własnością łódzkiego proboszcza. Rozwój tego miejsca nastąpił dopiero w wieku XIX, gdy nad Jasieniem wytyczone zostały tzw. posiadła wodno-fabryczne, właśnie m.in. Księży Młyn, i powstały pierwsze łódzkie fabryki.

Jednym z fabrykantów był Karol Scheibler, który w Łodzi karierę przemysłowca rozpoczął w 1855 r., wznosząc pierwszą fabrykę przy Wodnym Rynku (obecnie to pl. Zwycięstwa). Wkrótce jednak teren ten okazał się dla niego zbyt mały i w 1870 r. Scheibler wykupił Księży Młyn, gdzie zbudował ogromną przędzalnię.

Ale na tym nie poprzestał – wybudował także swoją rezydencję, osiedle domów dla robotników, szkołę, sklepy, szpital – a wszystko z charakterystycznej czerwonej cegły, której nie tynkowano. Powstała tu też stacja kolejowa Księży Młyn, którą przywożono i wywożono towary.

Ze względu na wielość i zróżnicowanie budynków i budowli mówi się, że Księży Młyn to takie miasto w mieście.

Po II wojnie światowej na Księżym Młynie działało upaństwowione przedsiębiorstwo Łódzkie Zakłady Przemysłu Bawełnianego im. Obrońców Pokoju „Uniontex”, które w latach 90. XX w. upadły.

Obecnie na Księżym Młynie nie działają już żadne fabryki, a dawne budynki zyskują nowe funkcje – mieszkalne lub usługowe – i są sukcesywnie odnawiane.

Danie na „Śniadanie…”

Ale wracając do rzeczonego „Śniadania na Księżym Młynie” – ja też na nim byłam, przepyszne ciastko zjadłam i kawę wypiłam – wszystko w restauracji FATAMORGANA, książki, oczywiście w Wydawnictwie KSIĘŻY MŁYN, które ma tu swoją siedzibę, zakupiłam (do książek jeszcze wrócę w innym poście), a w sklepiku ze starociami nabyłam nawet walizkę – oczywiście starą – i teraz się zastanawiam, jaka jest jej historia? Kto z nią i dokąd podróżował?

Ale przede wszystkim podczas „Śniadania…” przeszłam się uliczkami Księżego Młyna, zajrzałam na podwórka, w okna i na klatki opuszczonych już robotniczych domów. Na drzwiach jednego z nich wisiała kartka, że 12 maja, czyli dziś, zaczynają się na Księżym Młynie zdjęcia do filmu.

Kto wie, do jakiego?

PS. Co do ciastka, to zaciekawił mnie jego skład: pieczone ciasto z mąki ryżowej, krem z zielonej herbaty i puder z marchewki i owocowa konfitura. Ciastko nazywa się Wonton i przygotowuje się je na zamówienie, czyli trochę trzeba poczekać. Bardzo mi smakowało, ciekawe było też to połączenie chrupkości cieniutkiego ciasta, z gładkością i słodyczą kremu, kwaskowatością konfitury i delikatnością marchewkowego pudru.


Śniadanie na Księżym Młynie – 11 maj 2019 r. 


„Śniadanie na Księżym Młynie” zostało zorganizowane przez Stowarzyszenie Zawsze Księży Młyn. Założyli je pracujący na osiedlu przedsiębiorcy i artyści, aby promować to miejsce. Jak zapowiadają, podobne śniadania mają być raz na kwartał.


Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments