Nie pamiętam, kiedy potknęłam się o dywan po raz pierwszy. Niby nic, po prostu chodząc pomiędzy biurkiem i kanapą, kilka razy w ciągu dnia zahaczałam klapkiem o jego brzeg. Przez dłuższy czas nie zwracałam na to uwagi. Ot, zwykłe potknięcia jakich wiele, trochę wytracające z rytmu i irytujące, ale nic nadzwyczajnego.

Aż pewnego dnia zauważałam, że dywan w tym miejscu już nie przylega ściśle do podłogi – jego brzeg wyraźnie odstaje, stając się przeszkodą na mej codziennej drodze.

Mimo pośpiesznych prób ugładzenia go, wciąż się podnosił, pomyślałam więc, że wystarczy pamiętać, by wyżej unieść nogę, aby uniknąć kolejnego potknięcia.

A jednak wciąż się potykałam, aż pewnego dnia tak bardzo, że o mało nie upadłam na podłogę. Zezłościłam się i aż krzyknęłam sama do siebie – co jest?

I gdy tak stałam dłuższą chwilę w miejscu, które od tygodni wytrącało mnie z codziennej krzątaniny, zdałam sobie sprawę, że wszystko zaczęło się tego pierwszego, prawie niezauważalnego, nierozważnego i niedbałego kroku, tego maleńkiego błędu, który zignorowałam.

Aż stał się tak dużym, że o mało nie doprowadził mnie do upadku.

A przecież, gdybym była uważna, gdybym za pierwszym razem poświęciła chwilę i zrobiła coś – może podkleiła brzeg, a może zaniosła dywan do prania, lub wyprostowała go w jakikolwiek inny sposób, problem by nie narastał.

Nie byłam uważna, przegapiłam właściwy moment, a może nie chciało mi się, bo przecież musiałam pędzić dalej.

Takich „dywanów” w życiu jest wiele, podnoszą swoje brzegi, gdy idziemy nierozważnie, gdy wciąż się dokądś spieszymy, gdy ignorujemy małe błędy, a potem one urastają do przeszkód, których nie da się ominąć, tylko podnosząc wyżej nogi.

Takim brzegiem dywanu są niedokończone sprawy – z lenistwa, z niedbałości, z niechęci do nich – które domagają się domknięcia w ten czy inny sposób, a które wciąż się potykamy i nie możemy pójść dalej.

Takim brzegiem dywanu są niezrealizowane marzenia, które nosimy w sobie, a do których nawet się nie zabraliśmy, bo przecież tyle spraw bieżących mamy na głowie i tyle jeszcze czasu. A ten upływa i coraz bardziej daje znać o sobie.

Takim brzegiem dywanu jest niespełniona miłość, która wciąż zahacza o nasze serce i zamyka nas na inne uczucia, jest nim nienawiść i pragnienie zemsty, bo ktoś kiedyś zrobił nam krzywdę i nie potrafimy wybaczyć.

Takim brzegiem dywanu są drobne kłamstewka, w których sami się gubimy, małe nieprawości, które usprawiedliwiamy, że przecież wszyscy tak robią, bądź też nasze kompulsywne dążenia do gromadzenia dóbr – byle mieć więcej i więcej, przynajmniej więcej niż mają inni.

Jest nim wreszcie lęk przed prawdą.

Każdy ma jakiś brzeg, o który się potyka. Ja swój próbuję wygładzić. A Ty?

Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
piotrwojcicki
4 lat temu

Jak to jednak Czytelnik filtruje komunikat zawarty w tekście przez pokłady własnych doświadczeń. Po przeczytaniu pierwszego akapitu pomyślałem: „Oho, tak przecież zaczyna się SM”. W latach 1995-1999, jako dziennikarz przemierzałem długie korytarze w podziemiach Sejmu, wyłożone płytkami terakoty. Zadziwił mnie dźwięk, wydawany przez moje obute stopy, takie jakby pstryknięcia, powtarzające się z każdym krokiem, lekkie potknięcia. No i uczucie koszmarnego zmęczenia, które starałem się zmniejszyć przysiadując na ławkach, krzesłach, fotelach. 1,5-2 lata później wszystko stało się jasne, to było opadanie stóp i dźwięk bezwiednego potykania się o fugi, spojenia łączące płytki terakoty. Stało się jasne, bowiem dopadł mnie pierwszy rzut i postawiono właściwą diagnozę. Opisałem zwięźle ten czas na mojej stronie pod hasłem „Wara od moich kabelków” (http://piotrwojcicki.com/?page_id=122). Taki własnie – może… Czytaj więcej »

Filovera Septima
Filovera Septima
4 lat temu
Reply to  piotrwojcicki

Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale miałam techniczny problem z zatwierdzeniem Pana komentarza. A co treści, to prawda, że filtrujemy je przez własne doświadczenia. A Pana są, jak widać trudne. A jak teraz po latach wygląda sytuacja?

piotrwojcicki
4 lat temu

Zupełnie znośnie. Oczywiście czuję w sposób specyficzny mięśnie, jak i napady zmęczenia, biorę już sirdalud na rozluźnienie mięśni, lae na razie jest na tyle dobrze, że po długiej przerwie, w wieku 70 lat znowu zacząłem jeździć samochodem i nieźle mi to idzie. neurolog prowadzący jest z mojego stanu zadowolony, ja też. A przecież od pierwszych objawów minęło już ponad 20 lat. Szczęście moje polega na tym, że warunki, w jakich żyję są nader przyjazne dla mojego układu nerwowego. Zwłaszcza po wyprowadzeniu się z rodzimej Warszawy do otoczonej Karkonoszami jeleniej Góry. Jesteśmy więc z żoną na dożywotnich wakacjach. Pozdrawiam serdecznie, na Pani blog zaglądam.

Filovera Septima
Filovera Septima
4 lat temu
Reply to  piotrwojcicki

To dobrze. I dobrze, że potrafi Pan o tym mówić, bo to pozawala oswoić chorobę. Życzę dobrego czasu, I serdecznie pozdrawiam, ciesząc się, że mam wiernego Czytelnika 🙂