„Człowiek nigdy nie będzie szczęśliwy, jeżeli nie odnajdzie w sobie dziecka” – napisał na Twitterze Eryk#Cantona w odprowadzi na mój post „Dlaczego nie czujemy się szczęśliwi”. I ja się z nim zgadzam. Bo chodzi o nasze wewnętrzne dziecko.
Czy pamiętasz, kiedy przestałeś być dzieckiem? Ja pamiętam taką scenkę.
Mam może 11, a może 12 lat, jest późne popołudnie, jestem już po szkole i leżę na tapczanie. W ręku trzymam kolorowy, drewniany klocek (tak, tak, kiedyś właśnie takie klocki były zamiast Lego) i poruszając nim, opowiadam sobie szeptem historię o Dziewczynie, która sama wyruszyła w świat i spotykają ją różne przygody.
Bawiąc się klockiem, który w mojej wyobraźni jest zarówno tą Dziewczyną, jak i wszystkim innym, co pojawia się w opowieści, opowiadam sobie ją już od kilku dni, w każdej wolnej chwili. Bo chcę wiedzieć, co się z nią stanie.
I nagle tego popołudnia coś się zmienia. Nie jestem w stanie ruszyć z opowieścią dalej, klocek staje się zwyczajnym kawałkiem drewna, co prawda nadal kolorowym, ale jednak tylko kawałkiem drewna. Magia mija.
A ja już wiem – wyszłam ze świata wyobraźni i weszłam do świata rzeczy realnych, w którym króluje forma, a idee zamierają.
Oczywiście wówczas jeszcze tak tego nie ujęłam, wówczas zrobiło mi się po prostu bardzo smutno. Poczułam, jakbym coś utraciła i wypełniła mnie tęsknota. I nigdy już nie dokończyłam tamtej opowieści – porzuciłam Dziewczynę z historii w jej drodze.
Już nie szeptałam, rozgorączkowana, opowieści, jakie – odkąd pamiętam – pojawiały się w mojej głowie, a które były – teraz to wiem – moimi marzeniami i oswajaniem świata. Po prostu weszłam w ten świat.
I przestałam być dzieckiem.
Ale ono gdzieś we mnie jest.
I na dowód tego zamieszczam poniżej swoje bajkowe opowiadanie pt. „Dlaczego wrony powinny leczyć dziewczynki„. Spójrzmy na świat oczami dziecka. Bo ono jest w nas, i choćby nawet było skulone, schowane, zapomniane – chce czuć się szczęśliwe. Po prostu.
Dlaczego Wrony powinny leczyć dziewczynki
Weronika leżała w łóżku, otulając się kołdrą po samą szyję. Łzy z powodu bólu gardła mieszały się z tymi z żalu. Miała iść dziś pierwszy raz do przedszkola. Czekała na ten dzień od miesięcy. Od tygodni miała już naszykowaną wyprawkę. Kredki w kolorach, o jakich do niedawna mogła tylko śnić, i bieluteńkie kartony – jak tafle jezior pełnych mleka.
Weronika codziennie układała je w plecaku w kaczuszki. Brała swoje skarby do ręki i marzyła, jak wyjmuje kredki z pudełka i stawia nimi kreski, kropki, linie i zamalowuje karton, jeden, drugi, wiele, wiele kartonów.
Dziś ze smutkiem rozejrzała się po pokoju. Na krześle leżał plecak, ale nawet kaczuszki były zawiedzione i opuściły dzioby. Tylko wisząca na oparciu krzesła biała bluzka uśmiechała się półkolem kołnierzyka. I pocieszała: wszystko będzie dobrze!
„Ale jak to? Przecież dziś miał być ten dzień” – pomyślała Weronika – a teraz leży w łóżku, siąpi nosem i kaszle.
– Musimy iść do lekarza – usłyszała ciepły głos mamy. – Choć, ubiorę cię.Gdy Weronika dotarła z mamą do przychodni, poczekalnia świeciła pustkami. Wszystkie dzieci są w przedszkolu, tylko ja nie – pomyślała Weronika i zachlipała. Przysiadła na brzegu krzesła. Z przeciwległej ściany spoglądał na nią jakiś bobas ze smoczkiem. „No tak, ty jesteś jeszcze za mały, aby iść do przedszkola” – zamruczała dziewczynka.
Nagle, tuż nad jej głową, rozległ się krzyk:
– Dziecko, rusz się!
Dziewczynka wzdrygnęła się, spojrzała w górę i skuliła w sobie. W tej samej chwili zapragnęła zniknąć. Oczyma jak szpilki patrzyło na nią jakieś ptaszysko. Wrona – pomyślała z obawą – ale dlaczego dziób ma cały w jagodach?
– Czy może pani pospieszyć córkę? Ja już muszę wyjść! – zaskrzeczała Wrona.
– Choć córciu, pani doktor czeka – wyszeptała czule mama.Dziewczynka, chowając się za mamę, weszła do gabinetu. Zza niewielkiego biurka rozległo się krakanie.
– Niech to dziecko szybciej się rozbiera. Mówiłam, że mi się spieszy. Jaka ona ślamazarna. Co z niej wyrośnie! – marudziło ptaszysko.Weronika, stojąc z głową zaplątaną w koszulkę, poczuła nagle na plecach dotyk stetoskopu – zimny jak kostki lodu – z jednej, drugiej, z prawej strony, z lewej, u góry, u dołu. A potem z przodu. Zadrżała. Nie zdążyła nawet zapłakać z zimna, gdy przeszył ją ból. To Wrona zerwała jej z głowy koszulkę, pociągając mocno za ucho. Dziewczynka jęknęła i zacisnęła oczy, by zatrzymać łzy.
Do końca badania myślała już tylko o plecaku, kredkach i kartonach.
Po powrocie do domu natychmiast zajrzała do kaczuszkowego plecaka – wszystko było na miejscu. Zmęczona i obolała położyła się do łóżka, naciągnęła kołdrę, aż po czubek głowy. Ogarnęła ją ciemność, poczuła ciepło…
– Szybciej, szybciej! – zaskrzeczała znowu Wrona. – Co z ciebie wyrośnie? Co z ciebie wyrośnie? – rozdarło się i zamachało skrzydłami ptaszysko, aż posypały się pióra i skłębiły w powietrzu jak chmura atramentu.
– Idź stąd sobie! – usłyszała nagle wystraszona dziewczynka i zobaczyła Misia wychodzącego z ciemności. Miał naderwane uszko. W łapkach trzymał kredki. Ich ostrza wycelowane były prosto we Wronę.
– Idź sobie stąd! Nie potrzebujemy cię! – zawtórowała misiowi Lalka i zamachała kartonami.
– Córciu, obudź się! Cała się spociłaś! Musisz się przebrać i wziąć lekarstwo – tym razem to głos Mamy, jakby zza ściany z waty, dobiegł do uszu dziewczynki.
Weronika wyjrzała spod kołdry.Na poduszce leżał Miś. Pluszak tajemniczo łypał okiem i uśmiechał się od uszka do uszka. – Ooo, i ty tu jesteś! – uradowała się dziewczynka na widok leżącej obok misia Lalki. Rok temu uszyła ją ze ścinków mama, by umilić córce pobyt w szpitalu. Dziewczynka przytuliła Lalkę do policzka. Pogłaskała ją po wełnianych włosach.
„Wiem już, co ze mnie wyrośnie” – wyszeptała Weronika przyjaciółce-szmaciance do ucha. – „Tylko nie mów nikomu. To będzie nasza tajemnica, dobrze? – dodała i, nie czekając na odpowiedź Lalki, powiedziała z powagą: „Będę panią doktor. Ale nie taką Wroną jak tamta. A jutro poproszę Mamę, by przyszyła ci uszko – powiedziała do Misia z uśmiechem i pocałowała go w pyszczek.
Dziewczynka spojrzała na plecak – wciąż leżał na krześle – i na bluzkę. Ta uśmiechała się całą sobą – od rękawa do rękawa.
Jeśli dotrwałeś do końca, to wiedz, że wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń nie jest przypadkowe. I nie czyń mi zarzutu, że tekst może infantylny, wszak uprzedzałam, że wyruszymy, by odnaleźć w sobie dziecko, że poszukamy w sobie tego prostego, dziecięcego widzenia świata. A to, kim teraz jesteśmy, wynika także z doświadczeń z dzieciństwa, to jest prawda – także naukowa. Nie tylko literacka. Dlatego to opowiadanie dedykuję mojemu twitterowemu rozmówcy – Eryk#Cantonie – i wszystkim dorosłym, by odszukali w sobie szczęśliwe dziecko. Czas wyruszyć w drogę. Choćby balonem 🙂
Piękna opowieść.
Dziękuję 🙂
Bardzo ładne opowiadanie, tak lekko napisane, czyta się z przyjemnością.
Dziękuję 🙂
Dziękuję 🙂
Czyta się Twoją twórczość z przyjemnością!
Bardzo dziękuję 🙂
Dziękuję 🙂
Spotkań z takimi wronami nie unikniemy. Grunt to starać się być lepszym.
To prawda 🙂
To prawda 🙂
Mam 26 lat, wyglądam na 16, kupuję skarpetki dla 6latek 😀 Who cares!
Rozczuliła mnie opisana przez Ciebie historia ♥
Gorąco pozdrawiam,
https://tamczytam.blogspot.com/2019/11/nastepnym-razem.html
Wspaniale opowiadanie. Ja często odnajduje w sobie dziecko, szczególnie w przedświątecznym czasie. U mnie to jakoś tak przychodzi naturalnie. Myślę że duży wpływ na to mają moje dzieci i wspomnienia z dzieciństwa, do których chętnie wracam, choć były też trudne momenty. Może właśnie przez nie (albo też dzięki nim) staram się doceniać co mam i od czasu do czasu zrobić coś szalonego?
Dziękuję 🙂 a wspomnienia z dzieciństwa myślę, że nadają klimat czasom dorosłości. I postawa doceniania tego, co się ma jest bardzo ważna, gdy ona szwankuje, to nawet jeśli obiektywnie powinniśmy być szczęśliwy, to subiektywnie nie jesteśmy, bi nie potrafimy się cieszyć z małych, codziennych rzeczy – właśnie jak dziecko 🙂
Przeczytałem opowiadanie, a właściwie obejrzałem film. Film o dzieciństwie, które w każdym z nas zostawia trwały ślad. I przesądza o wrażliwości, o dostrzeganiu piękna, dobroci. Wrona nie pozbawiła tych cech bohaterki opowiadania. Przypomnnialo mi się, jak w dzieciństwie z każdym kawałkiem czekolady, cukierkami, biegałem do córki naszych bardzo ubogich sąsiadów, wiedząc, że jej rodzice nie są w stanie jej żadnych łakoci zapewnić. Bez miłości bliskich, z którą traktowali nas rodzice nie zachowałbym w sobie dziecka. Ono tkwi we mnie, jest jakąś bazą łagodności, fantazje z dzieciństwa zapadły gdzieś głęboko. W moim świecie nie bylo miejsca na zadawanie bólu, zazdrość. Piękny świat dzieciństwa przekłada się na empatię i tolerancję w życiu dorosłym. Pozwala mi pisać opowiadania i książki szczerze, bez oczekiwania korzyści, bez korzystania z fałszywych trendów, z których korzystanie staje się normą. To marna droga do popularności.… Czytaj więcej »
Jestem bardzo wzruszona tym komentarzem. Pełnym ciepła, nostalgii, refleksji nad tym co przemija i co zostaje w nas na zawsze. Dziękuję 🙂 I rzeczywiście, jesteśmy bratnimi duszami, bo moje pisanie jest dokładnie oparte na tym samym – a droga do popularności to marna. Lecz nagrodą są choćby takie komentarze jak Pana. Serdeczności 🙂