Złota godzina to pora marzeń każdego fotografa przyrody. Barwa światła upiększa wówczas nawet banalny krajobraz, dodając mu baśniowego wręcz wymiaru, ale też skłaniając do refleksji.

Latem, aby załapać się na złotą godzinę o wschodzie słońca, trzeba wcześnie wstać, by doświadczyć jej o zachodzie trzeba dłużej zostać w terenie.

Złota godzina o wschodzie

Złota godzinę o wschodzie zafundowałam sobie w swoje urodziny, 7 czerwca. Wstałam o 3.30, by jeszcze kilkanaście minut przed wschodem słońca, który miał nastąpić o 4.12, być nad Zalewem Wiślanym i podziwiać budzenie się dnia.

Nie rozczarowałam się, wręcz przeciwnie, złotoróżowobursztynowa barwa światła, która rozlała się na wodę, niebo, szuwary zachwycała i rozlewała się ciepłem i uniesieniem w mym sercu.

Wszystko, co złapało się w to światło, sprawiało wrażenie, że jest wyłącznie wytworem wyobraźni, że samo w sobie jest tylko światłem i cieniem. Zresztą zobaczcie sami.












Ten spektakl nie trwa długo, ale może właśnie dlatego tęskni się potem za takimi obrazami. Bo przemijają, ale też mogę być znowu naszym udziałem. I za każdym razem jest inaczej.

Złota godzina o zachodzie

Tym razem spędziłam ją nad morzem. Tak, zachody słońca nad morzem ocierają się czasem o banał, bo cóż, piasek, brzeg, woda, niebo, mewy i tyle.

A jednak, gdy się w tym uczestniczy, trudno nie poddać się magii barw tej chwili. Mnie zawsze wówczas ogarnia też jakaś nostalgia, tęsknota za tym, co się nie wydarzyło, albo co wydarzyło, ale w się w innym życiu, jeśli w ogóle takowe istniało, a czego przypomnieć sobie nie sposób.

Tego dnia, ten banalny obrazek złotej godziny zachodu słońca upiększyła łowiąca rybę mewa. Obserwowałam z uwagą jej starania, ona, skoncentrowana na tym, by zdobyć coś do jedzenia, nawet nie była świadoma, w jaki obraz ferii barw się wpisuje i jak bardzo cieszy moje oczy.

Czy gdybym była bardzo głodna, też miałabym ochotę na delektowanie się  estetyką chwili, czy raczej interesowałby mnie wyłącznie byt i zaspokojenie głodu? Oto jest pytanie! I jestem wdzięczna, że mogę delektować się pięknem.







Nierealność

Tylko popatrz, czy widzisz coś więcej, niż plamę koloru, przebłysk światła? Popatrz głębiej…




A gdy nadejdą chmury…

Bywa i tak, że chmury zasłaniają niebo, biorą je w posiadanie, gaszą światło słońca. Ale to jeszcze walczy, przebija się, pokazuje, że jest i ma moc rozpraszania mroku.

Chmury przeminą z wiatrem. Światło znów rozjaśni przestrzeń. Czasem wystarczy po prostu poczekać. Cierpliwie.





Rybacy…

Rybacy wypływają o świcie. Szukają miejsca, rozstawiają sieci, codziennie, z ufnością w powodzenie, robią to najlepiej jak potrafią.

Czasem połów jest obfity. Innym razem skąpy. Czasem przeszkadza burza, wtedy czekają. Cierpliwie. I znowu zarzucają sieci. Po powrocie suszą je z z dbałością, bo one dają im byt.

Rybacy wypływają o świcie.



Idź, wypłyń na swoje wody życia z ufnością. Rób wszystko najlepiej jak potrafisz. Nie zrażaj się burzą, ona przeminie, ani brakiem efektów, te przyjdą we właściwym momencie.

Dbaj o to, co masz. Bądź wierny.

Rybacy wypływają o świcie.

Nie marnuj czasu. Bo życie jest chwilą.

Ja też tak chcę żyć.

Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments