Ostanie tygodnie były dla mnie bardzo trudne, a ponieważ nigdzie tak się nie regeneruję psychicznie i fizycznie jak w lesie, postanowiłam wybrać się na dwa dni do Spały i zanurzyć w okoliczne lasy. A oto moje notatki z drogi, czyli majowa wędrówka spalska, z dzikiem, szerszeniem (i nie tylko) w tle :-).

DZIEŃ 1

Piątkowy poranek. Właśnie wyruszyłam pociągiem z dworca Łódź Fabryczna i za 40 minut będę w Tomaszowie Mazowieckim. Stamtąd, szlakiem czerwonym, dojdę sobie spokojnie do Spały i po krótkim odpoczynku znowu wyruszę, by zwiedzić ją i okoliczne lasy. A że uwielbiam ten czas, gdy wędruję leśnymi ścieżkami z plecakiem i aparatem fotograficznym, ten czas zanurzenia w Naturze, gdy jesteśmy tylko ja i ona – to już nie mogę się doczekać!

***

Hej, hej, no i dotarłam do Spały. Ale nie byłabym sobą, gdym nie miała drobnych niedogodności. Zaczęło się w pociągu, gdy uświadomiłam sobie, że nie wzięłam gazu pieprzowego, który od dłuższego czasu zabieram ze sobą do obrony przed psami. Myślę sobie, no tak, dziś jest 13tego 😉, a ja nie mam nic do obrony. Nie może tak być!

Szybciutko znalazłam więc w Internecie sklep w Tomaszowie z militariami. Zaraz po wyjściu z pociągu ruszyłam do sklepu, nabyłam gaz i od razu poczułam się spokojniejsza. 😁 Po drodze kupiłam jeszcze wodę do picia, o której też zapomniałam (eh, ten pechowy piątek), a potem ruszyłam prostu do lasu.

Gdy tylko weszłam w leśną przestrzeń, przywitała mnie sójka. To ciekawe, od jakiegoś czasu sójka jest pierwszym ptakiem, który zawsze mnie wita w lesie (i co ja, biedna, mam o tym myśleć? 🤔😉). Tak było i teraz, a ponieważ lubię jej ubarwienie, poszłam za nią, by zrobić kilka fotek. Ona jednak jakoś mi umykała, jakby bawiła się ze mną w chowanego. I to chyba wtedy przegapiłam szlak, na który miałam wejść.

Chodziłam więc to tu, to tam, ale nie udało mi się go znaleźć. Ba, skoro wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, to żadna nie prowadzi na szlak, gdy tego bardzo się chce. 😉 By nie tracić dalej czasu na jałowe poszukiwanie, po prostu poszłam prosto w las, trzymając się kierunku „na wschód” (tylko bez przytyków, proszę 😁). A tak w ogóle to twierdzę, że jak się idzie prosto wystarczająco długo, to prędzej czy później trafi się na właściwą drogę. 

Czy coś straciłam, nie idąc czerwonym szlakiem? Tego nie wiem, bo go nie znam, ale te ścieżki, które wybrałam, też były niczego sobie. Na niektórych tylko trzeba było uważać, bo można było wdepnąć np. na padalca. Dosłownie zauważyłem go w ostatniej chwili, a szkoda by było, gdyby zginął pod moim butem.

Gdy weszłam w część lasu z gęstym runem, w którym lubią przebywać żmije, wzięłam kostur, który akurat leżał sobie na ścieżce, zupełnie jakby na mnie czekał, i stukając nim o ziemię niczym ślepiec, szłam, dając w ten sposób znać jakiejś żmii, że idę. A co tam, nie mam zamiaru się z jakąś gryźć 😉. W sumie, to jest całkiem dobra metoda, nie trzeba wówczas cały czas patrzeć pod nogi, a ryzyko, że wdepnie się w żmiję, co mogłoby się źle zakończyć, przede wszystkim dla mnie, jest mniejsze. 

Gdy tak szłam sobie beztrosko w zadanym kierunku, uświadomiłam też sobie, że brak konieczności pilnowania szlaku daje większą swobodę dla leśnych obserwacji. Nie muszę bowiem skupiać się wtedy na pilnowaniu oznaczeń szlaku, a mogę się skoncentrować na tym, co się dzieje.

A w lesie ciągle się coś dzieje, tylko większości z tego nie widać, za to słychać. A to coś zaszeleści, a to jakaś gałązka gdzieś się złamie i człowiek czuje się, jakby był pod stałą obserwacją leśnych mieszkańców. Dlatego lubię też te chwile, gdy usiądę sobie w bezruchu gdzieś na pniu, las wówczas zajmie się sobą, a ja mogę wsłuchać się w jego odgłosy i stać się jego częścią.


***

Po 12 kilometrach marszu, dotarciu na miejsce noclegowe i krótkim odpoczynku, ruszyłam zwiedzać Spałę i zatapiać się w las. O samej Spale napiszę w innym poście, tutaj niech dzieją się przygody :-).

***

No i stało się, bo wcześniej czy później musiało się stać. Natknęłam się na dzika, w zasadzie to o mało na niego nie wpadłam. 😱 Mianowicie wracałam z Konewki, osady za Spałą, gdzie znajduje się bunkier (o nim w innym wpisie), i aby nie iść tą samą drogą, skróciłam sobie trasę poza szlakiem, przez las.

Szłam żwawo, gdy nagle, tuż przed sobą, w zaroślach, usłyszałam chrumkanie. Już wiedziałam, że to on – dzik, nie wiedziałam tylko jeszcze, gdzie dokładnie się znajduje. Przystanęłam, by się rozejrzeć i nagle w odległości zaledwie kilku metrów zobaczyłam brunatne cielsko dzika.

W tym samym momencie dzik dojrzał także mnie, a jakże, i… wcale się nie przestraszył. Wręcz przeciwnie, chrumknął głośno, ostrzegawczo, i zrobił ruch, jakby chciał ruszyć w moim kierunku. Wiedziałam, że nagła ucieczka może tylko pogorszyć sytuację, schowałam się więc za pień drzewa i stałam w bezruchu.

Groźne chrumknięcia zamieniły się w odgłosy, jakie towarzyszą dzikom żerującym w leśnym runie. Uspokojona wychyliłam się, by…, no oczywiście! 😁, by zrobić dzikowi zdjęcie. I udało mi się go sfocić, ale tylko raz, bo od razu spostrzegł mnie i znów dał ostrzeżenie.

Już więcej się nie wychylałam – raz to odwaga, dwa razy, to głupota 😉. Stałam więc tak dłuższą chwilę, nasłuchując odgłosów, a gdy uznałam, że się oddalają, ja także powoli, trzymając się linii drzewa jako przysłony, wycofałam się. A oto rzeczony dzik :-).

Wędrówka spalska

***

Gdy wracałam do centrum Spały, by po buszowaniu po lesie coś zjeść (wędrowiec, nawet kobieta, potrzebuje też coś zjeść, by mieć siły), natknęłam się na inne zwierzątko, tym razem latające, ale które również potrafi być groźne.

Tym zwierzątkiem okazał się szerszeń, który siedział na jezdni i zachowywał się, jak na moje oko, dość dziwnie. Na tyle dziwnie, że stało się to inspiracją do napisania przy obiedzie bajeczki o Szerszeniu, którą możesz sobie przeczytać tu: BAJECZKA O SZERSZENIU. W sumie, ciekawe, o czym Wy piszecie bajeczki przy obiedzie? 😉

Wędrówka spalska

***

Po obiedzie ogarnęłam tzw. atrakcje Spały (np. weszłam na wierzę i zobaczyłam panoramę) – o których napiszę w innym poście, byście mogli skorzystać, wybrawszy się tam. Ale nie byłabym sobą, gdybym jednak znowu nie poszła w las, tym razem udałam się na leśne ścieżki, biegnące wzdłuż Pilicy.

Przyznam, że podoba mi się ta rzeka i zdecydowanie utwierdziłam się w słusznym wyborze zorganizowania sobie wędrówek lasami doliny Pilicy – od jej źródeł do ujścia. Ach, będzie cudnie :-).

***

Zachód słońca spędziłam siedząc w zaroślach nad brzegiem Pilicy. Coś tam buszowało w nich, ale nie było słychać niepokojącego chrumkania, więc skupiłam się na widoku rzeki. Przyglądając się jej, przypomniała mi się osobista historia, która trochę pamiętam, a trochę znam z opowieści Mamy.

Mianowicie pewnego lata wybrałyśmy się w odwiedziny do Cioci Weronki, która przebywała w Sulejowie nad Pilicą na wczasach pracowniczych. Ja miałam wówczas jakieś 5 lat, mama była ok. trzydziestki. Było późne popołudnie, a my we trójkę siedziałyśmy sobie nad brzegiem rzeki i odpoczywałyśmy.

Nie wiedzieć czemu, w pewnym momencie Mama postanowiła przejść na drugi brzeg Pilicy. Gdybyż to jeszcze sama! Ale nie, zachciało jej się iść ze mną! Co ciekawe, w pobliżu nie było żadnego mostu, a żadna z nas, to znaczy ani ja, ani Mama, nie potrafiłyśmy pływać. Ale Mama jak pomyślała, tak uczyniła – wzięła mnie pod pachę i ruszyła do rzeki.

I ten moment pamiętam dobrze, gdy Mamie woda sięgała już pasa, mnie była gdzieś po pachy, ale wcale się rzucałam i nawet nie bałam. Patrzyłam tylko na drugi brzeg, który porośnięty był jakimiś krzaczkami i na którym chciałam już stanąć. Na szczęście, Mama i ja miałyśmy… szczęście i dotarłyśmy na drogą stronę Pilicy bez szwanku.

Pewnie dlatego, że z jakieś powodu (susza?) wody miejscu, gdzie Mama przechodziła, było mało, na tyle, że można było uiść po dnie bez zamaczania głowy :-). Drogę powrotną również miałyśmy dobrą. Dziś wiem, że nie było to odpowiedzialne, bo Pilica potrafi być zdradliwa i mógł nas jednak porwać jej nurt. Ale nie porwał. Za to teraz porywa mnie jej piękno :-).

Wędrówka spalska

***

Czas spać, bo jutro muszę wstać o świcie, zachód zachodem, ale wschód to dopiero może być bajka, szczególnie, że właśnie zaczął padać deszcz i można spodziewać się mgieł. Dobranoc.


Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments