Z Sejn nad Wigry udałam się częściowo autobusem, a częściowo pieszo, idąc od Ryżówki przez Magdalenowo. Pogoda była pochmurna, ale ja czułam się rozpromieniona. Gdy między drzewami ujrzałam jezioro, uśmiechnęłam się – na drugim brzegu, w oddali różowił się pokamedulski klasztor.

Miałam tu spędzić dwa dni. Cieszyłam się na ten spokojny czas nad Wigrami. I przypomniała mi się pewna historia sprzed lat.

Klasztorne wspomnienie

Miałam wtedy 18 lat, był sierpień, a ja wyruszyłam z Pabianic (gdzie wówczas mieszkałam) na pieszą grupową pielgrzymką do Częstochowy. Ta pielgrzymka, jak się potem okazało, miała swoje dwojakie konsekwencje. Poznałam na niej chłopaka, z którym spotykałam się potem przez 3 lata, ale poznałam też siostrę zakonną, s. Jadwigę, ze zgromadzenia Sióstr Betanek.

Była miła, otwarta, uśmiechnięta. Rozmawiało mi się z nią na tyle dobrze, że ostatecznie wymieniłyśmy się adresami i tak zaczęła się nasza listowna korespondencja (to był czas, gdy w Polsce maili się jeszcze nie wysyłało).

Trwało to kilkanaście miesięcy, aż w jednym z listów s. Jadwiga zaprosiła mnie w odwiedziny do domu zakonnego w Kazimierzu Dolnym. Przyjęłam zaproszenie z zaciekawieniem. Pojechałam i po raz pierwszy w życiu jako cywil zasmakowałam klasztornego życia.

Mój pobyt w domu zakonnym – jako gościa – trwał kilka dni, o ile pamiętam to chyba pięć. Przyznaję, początkowo czułam się dziwnie – chyba obawiałam się jakiegoś wszechogarniającego smutku i przytłaczającej powagi. Ale ku mojemu zaskoczeniu wcale tego nie było: na twarzach sióstr widziałam za to uśmiech, spokój, radość i zadowolenie.

Chcąc wczuć się w klasztorną atmosferę, starałam się brać udział w codziennych czynnościach. Oczywiście przestawienie się na zupełnie inny rytm dnia życia klasztornego (np. wczesne wstawanie, czego w młodości szczerze nie znosiłam, wyznaczone ściśle godziny na modlitwę, pracę i czas wolny, co odbierałam jako ograniczenie) było dla mnie trudne.

A jednak coś się we mnie wówczas poruszyło. Na tyle, że nawet pomyślałam: a może takie życie jest też dla mnie? Z tą myślą wróciłam do domu i podzieliłam się nią z moim chłopakiem (o matko, co to się działo :-)) i z moją Mamą (choć jest osobą wierzącą, stanowczo była na nie).

Na szczęscie tą myślą podzieliłam się także z księdzem i bardzo dobrze. Bo po dłuższej i mądrej rozmowie uświadomiłam sobie, że to jednak nie jest moja droga, a zaledwie chwilowa fascynacja czymś tak bardzo innym.

Z siostrą Jadwigą korespondowałam potem jeszcze jakiś czas, aż wreszcie przyszedł moment, gdy wyznałam, że jednak moim powołaniem nie jest zakon, ale medycyna. I ostatecznie nasza korespondencja się urwała.

Dlaczego o tym wspominam? Gdyż wiele lat potem okazało się, że korespondowałam nie ze zwyczajną siostrą, ale tą, która dała się poznać całej Polsce. Czy pamiętacie może historię o zbuntowanych siostrach Betankach? Jej główną bohaterką była właśnie s. Jadwiga Ligocka, która doprowadziła do rozłamu w klasztorze i ekskomuniki sióstr. To była historia bez precedensu w polskim kościele.

Idąc tak w stronę wigierskiego klasztoru i wspominając moją klasztorną przygodę sprzed lat, pomyślałam, jak to dziwnie krzyżują się ścieżki naszego życia ze ścieżkami innych. Czasem spotykamy się zaledwie na chwilę, by pójść w swoją stronę i zapomnieć, czasem niesiemy ze sobą wspomnienia, a czasem idziemy razem przez całe życie. Listy od s. Jadwigi mam do dziś.

Pokamedulski Klasztor w Wigrach

Usytuowany jest na Półwyspie Klasztornym na niewielkim wzgórzu, co powoduje, że już z daleka jest dobrze widoczny, a z jego terenu rozciąga się piękny widok na jezioro, przyklasztorne ogrody i puszczę. Na cały kompleks klasztorny składa się kościół p.w. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, dawne eremy zakonników zaadoptowane na pokoje gościnne (w jednym z nich sapałam), wieża zegarowa, ogród z drewnianymi rzeźbami, tawerna, przystań, galeria, kawiarnia i restauracja.

Klasztor można zwiedzać, a wśród turystycznych atrakcji są Apartamenty Papieskie, Kaplica Papieska, Dom Królewski z Kaplicą Kanclerską, krypty kościelne oraz wieża zegarowa. Przy klasztornym wzgórzu znajduje się też przystań Żeglugi Wigierskiej , skąd statkiem można odbyć wycieczkę po Wigrach.

W czasie mojego pobytu turystów już praktycznie nie było, dookoła panowały spokój i cisza, a przystań wyglądała na opuszczoną. Mniej cicho było w samym klasztorze, gdyż akurat trwał remont. Niestety, z tego powodu nie mogłam wejść na wieżę zegarową – była wyłączona ze zwiedzania.

A jednak mimo rozpraszających prac remontowych zasmakowałam klasztornego ducha spokoju, spacerując nocą po klasztornym dziedzińcu. Wsłuchiwałam się wówczas w ciszę, jakbym chciała usłyszeć, o czym szepczą klasztorne mury i jakie opowiadają sobie historie.

Gdy leżałam w łóżku, w ciemnościach, zastanawiałam się też, czyją celą był kiedyś pokój, w którym właśnie spędzałam noc, jakie modlitwy były w nim szeptane, czy zostały wysłuchane i jakich snów był świadkiem.

Trochę historii

Wieki temu obecny Półwysep Wigierski (kiedyś była to wyspa) i okolice zamieszkiwały  plemiona bałtyjskich Jaćwingów. W XI w. tereny te zostały objęte misjonarskim posłannictwem św. Brunona z Kwerfurtu, które dla tegoż benedyktyńskiego zakonnika zakończyły się w 1009 r. męczeńską śmiercią z rąk jaćwieskich tubylców. W XIII w. Jaćwingowie zostali rozbici przez Krzyżaków.

Pierwsza pisemna wzmianka o Wigrach pojawiła się u schyłku średniowiecza, a jej autorem jest Jan Długosz. Mianowicie w swojej kronice wspomniał on o pobycie w 1418 r. na wyspie Wigry Władysława Jagiełły. Król, bawiąc tu na łowach, miał się natknąć na pustelnię, o której wiadomość dotarła potem do Krakowa.

Dwa wieki później wigierską pustelnią zainteresowali się Kameduli. Zakonnicy, tego odznaczającego się wyjątkowo surową regułą zakonu pustelniczego pochodzącego od benedyktynów, przybyli do Polski w 1603 r. Nad Wigry trafili w 1667 r.

Dostawszy od króla Jana II Kazimierza Wazy zgodę na osiedlenie się, założyli tu Erem Wyspy Wigierskiej (Eremus Insulae Vigrensis) z obowiązkiem codziennej modlitwy o oddalenie od kraju wszystkich nieszczęść, co zostało potwierdzone w przywileju z dnia 6 stycznia 1667 r.

I tak zaczęła się historia klasztoru Kamedułów w Wigrach oraz ich wpływ na otoczenie i okolicznych mieszkańców. Kameduli wigierski tworzyli bardzo prężny i bogaty zakon. Już w 1715 r. założyli miasto Suwałki. Zakładali też wsie i folwarki, budowali drogi i pomagali okolicznym mieszkańcom.

Niestety, stan ten nie trwał długo. Po III rozbiorze Polski, w 1796 r. władze zaborczych Prus skonfiskowały dobra Kamedułów, a w 1805 r. usunięto ich z Wigier. Klasztor wigierski zaczął podupadać, a czas obracał dorobek w ruinę.

Duże zniszczenia poczyniły też wojska niemieckie podczas I wojny światowej. W wyniku ostrzału artyleryjskiego poważnemu uszkodzeniu uległ m.in. kościół, Dom Furtiana oraz Refektarz. W okresie II Rzeczypospolitej rozpoczęła się odbudowa kompleksu klasztornego i trwała do wybuchu II wojny światowej.

Po wojnie pokamedulskimi dobrami klasztornymi zarządzały władze kościelne. W 1973 r. Kościół zawarł jednak z Ministerstwem Kultury i Sztuki umowę dzierżawy na 50 lat, na mocy której państwo zobowiązało się do odbudowy i remontu klasztornych zabytków, a jednocześnie mogło prowadzić tu Dom Pracy Twórczej Ministerstwa Kultury i Sztuki.

Ze względu na duże koszty umowa ta została jednak skrócona o 12 lat. Obecnie pokamedulski klasztor wrócił do Kościoła, a zawiaduje nim m.in. Fundacja Wigry Pro. Jak mogłam się przekonać, z pożytkiem dla zabytku i turystów.

A Kameduli? Nie ma ich już w Wigrach. Po dawnych zakonnikach pozostały tylko szczątki. Można je obejrzeć (dosłownie) w kościelnej krypcie. Znajduje się tu 40 wnęk z zamurowanymi ciałami eremitów. Dwie z nich, które prawdopodobnie były plądrowane przez Niemców w czasie II wojny światowej w poszukiwaniu kosztowności, obecnie są przeszklone i widać w nich poczerniałe od upływu czasu kości.

Ściana krypty jest ozdobiona malowidłem przedstawiającym taniec śmierci – alegorię Śmierci zapraszającej mnicha do przejścia na drugą stronę życia.

Wigierskie atrakcje

Po zwiedzeniu klasztoru jeszcze tego samego dnia udałam się na rekonesans po okolicy, gdyż cały następny dzień planowałam spędzić w puszczy na wigierskich szlakach.

Pierwsze kroki skierowałam na znajdujący się na końcu półwyspu, w odległości ok. 500 metrów od klasztoru, punkt widokowy. Widać z niego zatokę Zadworze jeziora Wigry oraz jego drugi brzeg – od mniej więcej Starego Folwarku po przesmyk z jeziorem Leszczewek. Tego dnia tafla wody była lekko pomarszczona przez podmuchy wiatru, z rzadka przecinana pojedynczymi żaglówkami. Tu też było widać, że jest już po sezonie. Jak w Studzienicznej.

Po nasyceniu się widokiem jeziora udałam się na spacer do przyklasztornego ogrodu, w którym w oczy od razu rzucają się duże rzeźby z drewna. Obok postaci mnichów nie można było przejść obojętnie, ale niewątpliwie szczególną uwagę zwracał krzyż z wiszącym na nim Chrystusem.

Rzeźby te, masywne i dosłownie grubo ciosane piłą mechaniczną i dłutem, powstały w zaledwie jeden dzień podczas pleneru rzeźbiarskiego w 2018 r. z okazji obchodów 350. rocznicy przybycia Kamedułów nad Wigry.

Z ogrodu ruszyłam w stronę Starego Folwarku, oddalonej o 4 km od klasztoru wsi, założonej przez Kamedułów, którą widziałam z punktu widokowego. Znajduje się tu przystań Żeglugi Wigierskiej oraz Muzeum Wigier Wigierskiego Parku Narodowego z ciekawą ekspozycją przyrodniczą.

Muzeum powstało w budynku dawnej Stacji Hydrobiologicznej, założonej w 1920 r. przez Instytut Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego w Warszawie. Wieloletnim kierownikiem Stacji był jeden z najwybitniejszych hydrobiologów polskich Alfred Lityński i to dzięki pracy Stacji pod jego kierownictwem udało się m.in. opisać unikatowe elementy przyrodnie Wigier. Muzeum polecam każdemu, także rodzinom z dziećmi.

Noc spokojna

Na nocleg do klasztoru postanowiłam wrócić już nie drogą lądową, ale wodną. Akurat udało mi się załapać na ostatni tego dnia kurs statku ze Starego Folwarku do Wigier. Przejażdżka trwa krótko, bo zaledwie 15 minut, ale może być atrakcyjna – mnie urzekły szumiące szuwary i wzlatujące ponad nie kormorany.

Dzień zakończyła wieczorna msza, konieczna, by wczuć się w klasztorny klimat. Następnego dnia miałam przed sobą długą drogę – chciałam zrobić ponad 16 kilometrową pętlę po Wigierskim Parku Narodowym, by nasycić się puszczą. I tak też się stało.

Poprzednie wpisy z wyprawy do Puszczy Augustowskiej znajdziesz tu: Puszcza Augustowska

Fotorelacja z Wigier, przełom sierpnia i września 2020 r.

Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Janek
Janek
3 lat temu

Świetne miejsce. Swego czasu, gdy byłem jeszcze młody, jeździłem tam z kolegami, by pośmigać na żaglówce. Eh, dawne czasy.

Seweryn
Seweryn
3 lat temu

Trochę mało z historii tego miejsca. Myślałem, że będzie więcej 🙁