Delikatność i siła w nici zaklęta. Snuje się to tu, to tam, czepiając się gałęzi, traw, liści. Ledwie widoczna, koronkowa robota, a decyduje o przeżyciu. Pułapką jest dla nieuważnych i inspiracją dla biotechnologów. Pajęczyna.

Mało kto lubi pająki, a gdy chodzi się po lesie, to oblepiająca twarz pajęczyna nie jest niczym przyjemnym.

A jednak, gdy przyjrzeć się jej, jako doskonałemu dziełu natury, służącemu dokładnie temu, do czego jest przeznaczona, może budzić podziw nad inżynierią tejże natury i zachwyt nad jej estetyką.

Na przykład taki pająk krzyżak swoją pracę zaczyna od wysnucia nici, a ta:

porywa­na podmuchem wiatru, zaczepia się o jakiś obiekt, a następnie jest przezeń tak naciągana, by tworzyła most. Do jego środka pająk przytwierdza kolejne promienie rusztowania.

Potem, poruszając się od centrum w stronę obwodu, snuje prowizo­ryczną spiralę, która wzmacnia i łączy tę konstrukcję.

Następ­nie, krocząc w kierunku przeciwnym, zwija prowizoryczną spiralę i rozpina lepką spiralę łowną. Zajmuje mu to łącznie kilkadziesiąt minut.<span class="su-quote-cite"><a href="https://www.swiatnauki.pl/8,715.html#" target="_blank">M. Żabka, 'Jak pająki snują sieć?' </a></span>

Czym jest pajęczyna?

To po prostu białko o typie fibryny, którego włókna dają pajęczynie wytrzymałość. Jej lepkość natomiast wynika z obecności na powierzchni włókien glikoproteiny, czyli połączenia białko z cukrami, lub drobnych nitek, przypominających moher i dzięki temu mających właściwości adhezyjne.

Wyprodukowanie pajęczyny kosztuje pająka wiele energii. Dlatego też, by nic się nie zmarnowało, gdy pajęczyna zostaje uszkodzona lub traci z biegiem czasu swoje właściwości i trzeba wymienić ją na nową, pająk po prostu zjada swą sieć, by w ten sposób odzyskać część budulca.

Jednym słowem, mamy tu taki naturalny recykling.

A na choroby pająk i pajęczyna?

Z pająkami i pajęczyną wiąże się wiele ludowych przesądów zdrowotnych.

I tak np. dawniej na wsiach, chcąc pozbyć się u dziecka kokluszu, zamykano pająka w łupinie orzecha włoskiego, a gdy ten w niej dogorywał, wraz z nim miała skończyć się choroba.

Inny sposób stosowano na ból zębów. W tym przypadku na szyi noszono w jakimś woreczku żywego pająka (oczywiście do czasu), by ten mógł „pożreć” ból zęba.

Pajęczynę ugniecioną z chlebem i śliną stosowano też na rany. Ta metoda była szczególnie popularna wśród ludów słowiańskich. Wierzono, że taki okład ma właściwości sprzyjające gojeniu się ran, szczególnie tych ropiejących.

Czy ten ostatni sposób był całkiem irracjonalny?

Niekoniecznie.

Albowiem jak się okazuje, na pajęczynie znajdują się grzyby, tzw. pędzlaki, które w kontakcie z chlebem, służącym im jako źródło pożywienia i energii, produkują penicylinę. A ta przecież ma właściwości bakteriobójcze.

Co ciekawe, sama pajęczyna jest odporna na działanie bakterii. Dowiedli tego naukowcy z tajwańskiego Tunghai University. Zbadali oni nici wytwarzane przez trzy gatunki pająków: prządkę olbrzymią (Nephil pilipes), Hippasa holmerae z rodziny pogońcowatych i Cyrtophora moluccensis.

Próbki ich nici umieścili na szalkach z hodowlami czterech rodzajów bakterii, w tym powszechnie występującą E. coli i, jak się okazało, bakterie nie były w stanie pajęczyny strawić.

Ale pajęczyna stała się też inspiracją dla biotechnologów i wzorowany na pajęczej sieci sztuczny jedwab już niedługo może przynieść przełom w dotychczasowych metodach leczenia ran.

Ma on bowiem bardzo cenną z medycznego punktu widzenia właściwość – pod jego wpływem rany goją się szybciej, a nawiązany z nimi ból jest mniejszy.

Ciekawy jest sam sposób wyprodukowania tego jedwabiu. Naturalny produkują oczywiście jedwabniki. W tym przypadku jednak zaprzęgnięto do produkcji… bakterie i to właśnie E. coli, które tak zmodyfikowano genetycznie, by posiadały elementy DNA pająków związane z produkcją pajęczyny.

Tak zmienione mikroby zaczęły tworzyć pajęcze włókna, które nie tylko są równie wytrzymałe, jak prawdziwa pajęczyna, ale też charakteryzują się większą elastycznością.

Poza tym, że ten bioinżynieryjnie wytworzony pajęczy jedwab ma właściwości antybakteryjne, to w dodatku jest też biodegradowalny i obojętny dla ludzkiego organizmu, czyli nie wywołuje stanów zapalnych i reakcji alergicznych.

Czy wpadniemy w pułapkę „pajęczyny postępu”?

Przyznam, że z jednej strony biotechnologiczne nowinki i odkrycia brzmią pięknie i produkcja sztucznej pajęczyny tchnie nadzieją na lepsze leczenie często bardzo skomplikowanych ran.

Ale z drugiej strony ten postęp, oparty na inżynierii genetycznej, rodzi moje obawy. W laboratoriach bowiem powstają coraz to dziwniejsze biologiczne chimery i co będzie, gdy wymknie się to spod kontroli?

Czy w ten sposób nie złapiemy się w „pajęczą nić” naukowego postępu, by ostatecznie stać się jego ofiarą?

Snuje się, snuje pajęcza nić, plącze się, plącze nić żywota…


Cuda natury – pajęczyna (Arturówek i Las Łagiewnicki)


Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magda
Magda
3 lat temu

Od teraz będę patrzeć na pajęczynę zupełnie inaczej. Dzięki 😀