Jesień, która właśnie się zaczęła, to moja ulubiona pora roku, a jednak szkoda mi lata. Przeminęło zbyt szybko i nie nasyciłam się letnimi wędrówkami. Oby jesień była w nie bogatsza.
Dziś jednak wędrówka była dość krótka, wyszłam zaledwie na kilka popołudniowych godzin. Najpierw odwiedziłam miejsca, w których byłam ostatnio w lutym, w łódzkich Łaskowicach, tam, gdzie Dobrzynka wpada do Neru. Wtedy nie widziałam dokładnie ujścia, dziś tak, bo poszłam od drugiej strony.
Gdy tak stałam pod mostem przy ujściu Dobrzynki do Neru, pomyślałam sobie, że dobrze jest wracać o różnych porach roku w te same okolice, by zobaczyć, jak się zmieniają. Dla mnie często wyglądają zupełnie inaczej. Może dlatego mi się nie nudzą takie powroty? Po kilku razach miejsce jest już jakby moje, oswojone, ale i tak potrafi mnie zaskoczyć.
Eh, gdyby tylko na te wędrówki – pierwsze i powrotne – było więcej czasu! No, ale jest go tyle, ile jest.
***
Potem odwiedziłam jeszcze moje ulubione miejsce okolicznych wypadów, czyli las porszewicki. Zdjęć z tego odcinka dzisiejszej wędrówki mam jednak niewiele, gdyż rozpadało się, a ja wciąż nie dorobiłam się osłony przeciwdeszczowej na obiektyw.
Choć deszcz utrudnia mi robienie zdjęć, to bardzo lubię taką pogodę jak dziś. Wycisza mnie, co po ostatnim tygodniu pracy jest mi bardzo potrzebne. Tym bardziej, że kolejny zapowiada się jeszcze bardziej nerwowy. Ale na razie o tym nie myślę.
***
Zajrzałam też w miejsce, gdzie bywają kruki, ale dziś było ich bardzo niewiele, raczej je słyszałam niż widziałam. Moją uwagę przyciągnęły więc dla odmiany pięknie żółte kwiaty topinamburu – pochmurność dnia zdecydowanie podkreślała ich słoneczność.
W drodze powrotnej zahaczyłam też o kolejne miejsce stałych wędrówek, czyli Ner przy G.O.Ś-u. Udało mi schwytać w oko obiektywu kąpiącą się pliszkę. To dziś jedyne sfocone przeze mnie zwierzątko.
Tak, wyraźnie już czuć, że jesień się rozgaszcza. Ścierniska zamieniają się w orne pola, przerzedza się listowie na drzewach, wysokie trawy brunatnieją, w powietrzu unosi się zapach wilgotnej ziemi, las spowija cisza.
Uwielbiam jesień. Szczególnie taką złota, polską.
A topinambur jest jadalny.
Hej Filovero 🙂 Ale piękne zdjęcia z wydawałoby się zwykłej wędrówki. Tak, ja też oswajam to samo miejsce w różnych porach roku. Jedne oswojone pożegnałam z żalem na stałe, a teraz oswajam tutaj, co nie jest łatwe, bo są inne od tamtych, bardziej dzikie i brzydkie. To piękno jest tu ukryte, nieoczywiste, pojawia się tylko na moment i zaraz potem znika. Mi nie szkoda lata, ponieważ jesień jest cudowna ❤ Pozdrawiam i życzę mniej gonitwy w pracy, a więcej wyciszających wędrówek i czekam na kolejne opowieści. Teraz już mogę tu zaglądać, bo jesienią jakby więcej czasu do dyspozycji 😉
Jestem bardzo ciekawa tego miejsca, które oswajasz teraz, tego, którego piękno jest nieoczywiste, które pojawia się i znika. Bardzo to rozumiem.
Cześć Filovero, mam na imię Agata, też jestem z Łodzi, blisko CH Port Łódź.
Znalazłam Twoje opowieści i piękne zdjęcia, szukając informacji o młynie przy dzisiejszej ul.Sanitariuszek.
W czwartek 2 listopada 2023r wybrałam się w mój fotograficzny plener nad Ner w poszukiwaniu ciekawych miejsc, kolorów….
We wrześniu zrobiłam plener:
Mostek nad Dobrzynką i dawna żwirownia oraz ruina młyna w Szynkielewie a jednak do ujścia Dobrzynki nie dotarłam a byłam
tak blisko….
Okolicę ul.Południowej, jak i
Uroczysko Lublinek też zwiedziłam,
na opisane przez Ciebie mokradła
nie zajrzałam, nie wiedziałam,
że tam są.
Jeśli pogoda pozwoli, wybiorę się
do Międzyrzecza Neru i Dobrzynki.
Moje fotografie obejrzeć możesz
tutaj: http://www.facebook.com/Diabliczkowafotografia
Serdecznie zapraszam także do kontaktu Fotopasjonatka@gmail.com
Pięknie dziękuję za odzew.😘♥️ Czy pisząc o młynie przy Sanitariuszek, masz na myśli te ruiny blisko mostu na Nerze? Jeśli tak, to kiedyś znalazłam jakieś szczątkowe informacje o nich, poszukam ich i Ci wyślę mailem. Próbowałam Cię znaleźć na FB, ale nie mogę, czy możesz Ty mnie odszukać, byśmy miały kontakt?
https://www.facebook.com/FiloveraSeptima
Serdecznie Cię pozdrawiam 😊