Byłam w jakimś domu, siedziałam bodajże na kanapie, a przez otwarte okno zaglądało słońce. I nagle pojawił się ptak – mały, o srebrzystoniebieskawozłotawym upierzeniu, i wleciał przez okno do pokoju. Wyciągnęłam lewą rękę do góry, czyniąc z dłoni jakby gniazdo i prosząc w myślach – przysiądź. I przysiadł.
To był sen. Jeden z wielu, jakie ostatnio nawiedzają mnie nocą. Gdy się obudziłam, czułam spokój i uświadomiłam sobie, że ten dom, w którym byłam we śnie, to był dom w moich ukochanych Pszczółkach, wsi mojego dzieciństwa, gdzie spędzałam u Dziadków wakacje i o której już kilka razy pisałam np. w tekście Świat Babci Zofii i wiatrowe ziele, który jest mi szczególnie bliski.
Myślę, że ten sen o przysiadającym na dłoni ptaku nie pojawił się przypadkiem. Jestem w czasie dużych zmian w życiu – przeprowadzam się i domykam w jakiś sposób swoje dotychczasowe życie, by zacząć w pełni realizować to, do czego wewnętrzne dojrzewałam.
I już wydawało mi się, że znalazłam swoje nowe miejsce, mimo wszystko tu, w Łodzi, gdy zupełnie niedawno z pewnych powodów pojawiła się jednak myśl – a może moje miejsce jest w Pszczółkach?
I ta myśl rozpromieniła mnie.
I idę za nią. A ona przyciąga mnie do siebie nawet w snach.
W jaki sposób ją zmaterializuję, to dopiero się okaże, choć pomysł już mam. Jeśli się uda go zrealizować, to byłaby to zmiana ogromna. Czasem trzeba przejść cały świat, by wrócić, skąd się wyszło i z radością powiedzieć – tu jest moje miejsce. Moje gniazdo.
Może też będzie mi dane tego uczucia doświadczyć?
Ja takie miejsce już mam.
Brawo Ty 😁