Mikołaj, Rado, Harda – czy to ksywy członków jakiejś szajki? Nie. To imiona wilków uratowanych od śmierci i przywróconych naturze. Ale to nie jedyni leśni bohaterowie wyjątkowej książki Marcina Kostrzyńskiego „Gawędy wilkach i innych zwierzętach”.
Są też dziki – małe i duże, np. przezabawny Krzywy Ryjek, szalone wiewiórki, które jako maluchy opanowały na jakiś czas dom Autora, by potem szaleć w lesie. Jest sarna Ślicznotka – dla Autora ideał urody i są susły z lotniska, liski i inne wilczki.
Jest cała plejada zwierzęcych postaci i każda ma swoją osobowość i niezwykłą historię. I w tym wszystkim jest też Autor książki, nie tylko pisarz-gawędziarz, ale przede wszystkim ktoś, kto ukochał dzikie zwierzęta.
Nie jest to miłość romantyczna, w której mamy ochy i achy, jak to piękna jest natura i jak fajnie byłoby mieć takie dzikie oswojone zwierzątko w domu.
Nie jest też to miłość walcząca na barykadach ekologii, w której liczy się protest.
Jest to miłość rozumna, która czuje język natury i dostrzega panujące w niej relacje, szanuje je i wspiera, by tam, gdzie zostały one zachwiane, przywracać je.
O tym wspominałam już we wpisie pt. „Wilki w Puszczy Białowieskiej„, gdzie właśnie przytaczam fragment książki „Gawędy…”, w którym Autor wskazuje, jak wielką można wyrządzić zwierzęciu krzywdę, gdy pozbawia się go dorastania w naturze.
Jest też to miłość praktyczna, a momentami wręcz w jakiś sposób ofiarna, zarówno pod względem poświęconego czasu i zaangażowania. Bo komu np. by się chciało przemeblowywać dom dla leśnych gości – trzech małych wiewiórek, by potem, gdy już będą samodzielne, rozstać się z nimi, oddając je naturze?
Tak o tych przygotowaniach na przybicie rudzielców pisze Autor:
Tynk był jak kora wielkiego, starego dębu, dlatego kuchnię oddałem wiewiórkom. Wstawiłem jeszcze do środka dwa drzewa, skróciłem gałęzie i pnie przykręciłem do podłogi i sufitu. Kuchenkę gazową wyniosłem do pokoju. Położyłem skrzynkę z ręcznikiem w środku, tworząc coś w rodzaju zastępczej dziupli.
(…) Gdy maluchy przyjechały, przenieśliśmy je do nowego pomieszczenia. Skumulowana energia eksplodowała i jak tylko zostały wypuszczone, zaczęły biegać jak oszalałe. Tynk na ścianach sprawdzał się znakomicie”. Gawędy o wilkach innych zwierzętach, Marcin Kostrzyński
Zresztą takich smaczków, w których Autor – z wykształcenia leśnik, dziennikarz, fotograf i pasjonat przyrody – pokazuje nie tylko miłość do zwierząt, ale i pomysłowość w niesieniu pomocy możliwie najlepiej dostosowanej do ich potrzeb – dla niektórych być może ocierającą się o szaleństwo – w całej książce jest wiele.
A przecież z tą miłością mogło być zupełnie inaczej.
Wychowany w rodzinie myśliwych nie wyobrażał sobie życia bez polowań, dopóki nie zrozumiał, że euforia po strzale jest radością z zabójstwa. Strzelbę zamienił na aparat fotograficzny, a jego miejscem na ziemi stał się drewniany dom w środku lasu, do którego zaprosił potrzebujące pomocy zwierzęta – czytamy w notce o Autorze.
A zwierzęta? Wilki, dziki, sarny? Koniecznie poznajcie ich historie, czytając „Gawędy o wilkach…”, pójdźcie za Autorem i wjedźcie do ich lasu, zanurzcie się w nim, idźcie ich tropem, poznajcie ich zwyczaje, uczucia, piękno.
Bo, jak pisze Autor:
Te korzenie są głębsze i silniejsze, niż można przypuszczać. Są elementem tożsamości, niewidzialnym czynnikiem, który sprawa, że w Polsce czujemy się u siebie”.Gawędy o wilkach innych zwierzętach, Marcin Kostrzyński
Bo, żeby zobaczyć cuda, nie trzeba jechać na koniec świata. Te cuda są pod ręką, tylko trzeba umieć je dostrzec w zwykłym-niezwykłym lesie.
I teraz gdy dalekie podróże są ograniczone, jest doskonała pora, by to uczynić, do czego niewątpliwie zachęcają „Gawędy…”.
Też czytałem tę ksiązkę, ale też widziałam filmy z udziałem Marcina. Są ja YT. Polecam.
Czy chodzi o filmy „Marcin z Lasu”?