Sierpień – jeden z moich ulubionych miesięcy – dokonał żywota. Już za nim tęsknię, a kolejny dopiero za rok.
Gdybym chciała podsumować miniony miesiąc jednym słowem, napisałabym – kruki. Moje wędrówki zostały zdominowane przez te ptaki, gdyż rozpoczęłam nowy projekt fotograficzny: „Nie rozdziobią nas kruki„. Czy się on powiedzie, czas pokaże – zobaczycie za kilka miesięcy, a na razie trzymajcie kciuki i dodawajcie mi otuchy.
Co jeszcze wydarzyło się w sierpniu? Przede wszystkim ciągnęło mnie w jedno miejsce: nad Ner i do porszewickiego lasu. Najpiękniejsze były wczesne poranki, tak bardzo żałuję, że nie chodziłam tam o tej porze częściej.
W ogóle mam niedosyt. Niedosyt wszystkiego – wędrówek, tras, leniuchowania pod drzewami, czatowania z aparatem na zwierzęta, wschodów i zachodów słońca, odwiedzin nowych miejsc, odwiedzin miejsc dobrze znanych, lasu, wiatru, słońca, deszczu, ptaków, po prostu tego wszystkiego, co przynosi ze sobą kontakt z naturą. A teraz zaczęłam nową pracę i obawiam się, że przez jakiś czas będzie tego jeszcze mniej.
Eh, ale nie ma co narzekać. Trzeba cieszyć się tym, co przynosi los, bo ufam, że przynosi to, co akurat nam jest potrzebne, choćbyśmy nawet tego jeszcze nie dostrzegali.
A Wam co przyniósł los w sierpniu? Z czego jesteście zadowoleni, za czym tęsknicie, czego pragniecie?