Stałam na moście i patrzyłam w wodę. Pływały w niej tylko trzy kaczki. Pomyślałam, szkoda, że tak mało tu ptactwa i zamyśliłem się. Wtem mignął mi jakiś ptak.
Początkowo go zignorowałam, ale potem olśniło mnie. Tak, to był zimorodek! Nigdy wcześniej nie widziałam go na żywo, a teraz śmignął nad wodą, a ja nawet nie zareagowałam. Postanowiłam poczekać, z nadzieją, że znowu przeleci.
Tym razem już przygotowana, z aparatem przy oku, wypatrywałam zimka. Po kilkunastu minutach rzeczywiście śmignął mi, tylko co z tego, było to tak szybko, że nie zdążyłam nawet nacisnąć spustu migawki. Pomyślałam, że w takim razie zejdę z mostu i pójdę nad brzeg rzeki, może wtedy będę miała więcej szczęścia.
Ruszyłam, spiesząc się okrutnie, bo taka okazja zdarzyła mi się po raz pierwszy! Mimo że teren wzdłuż brzegu był porośnięty dość wysoką już trawą i krzakami, szłam coraz szybciej, aż zorientowałam się, że wlazłam już nie tyle w trawę, co w całe pole pokrzyw. Co tam, myślę sobie, trzeba iść do przodu, szukać zimka, żadna pokrzywa mi nie straszna!
Już w głowie miałam cudne kadry z zimkiem w roli głównej, i – jak to się mówi – już witałam się z gąską, gdy w tej pogoni za ptakiem nie zauważyłam leżącej w pokrzywach kłody drzewa. No i stało się, zamiast focenia zimka było moje nurkowanie w morze pokrzyw. Kąpiel okazała się bąbelkowa. Tak, ludziska mają rację, pokrzywa parzy.
Na szczęście nic więcej ani mi, ani aparatowi, który trzymałam w ręku, się nie stało. A na zimorodka wybiorę się już z chłodną głową, bo pośpiech wyraźnie mi nie służy.
Widziałam kiedyś zimka, nie udało mi się sfotografować, są bardzo szybkie.
No są. Może jednak kiedyś mi się uda 😁 i Tobie też.