Są takie dni w tygodniu, że nic mi się nie układa – śpiewała swego czasu Urszula Sierpińska. A ja taki dzień miał wczoraj. Przynajmniej do pewnego momentu. A było to tak.

Jeszcze w piątek wieczorem wszystko sobie grzecznie naszykowałam – plecak, sprzęt, nawet ubranie, bo w sobotę miałam wcześnie wstać i iść na odkładany od tygodni wschód słońca. A że teraz słońce wschodzi już tuż po 5, więc pobudka miała być o 3.30, by na miejsce dotrzeć o świcie. Rano planowałam zrobić już tylko picie do termosu i jakąś kanapkę i ruszyć w teren.

Już wieczorem miałam obawy, czy aby zrealizuję plan, gdyż zamiast położyć się około 22, zaległam do wyra po północy, Ale przecież już nie raz się noce zarywało, by potem wcześnie wstać – pomyślałam i… leżałam tak jeszcze z godzinę, czytając w łóżku książkę, bo sen wcale nie chciał mnie uraczyć swoją obecnością.

Wreszcie usnęłam, o której, dokładnie nie wiem, ale wiem, o której się obudziłam. Była 3 nad ranem. Myślę sobie, super, mam jeszcze pół godziny snu. Przyznaję, uwielbiam takie momenty, gdy po przebudzeniu nie muszę od razu zrywać się z łóżka, tylko mogę jeszcze trochę poleżeć.

I to był błąd, wielki błąd. Bo usnęłam, tym razem na amen. To znaczy, bez przesady z tym amen, bo jednak obudziłam się, ale zdecydowanie nie była to 3.30, lecz – o zgrozo! – 9.15. Gdy uświadomiłam sobie, która jest godzina, oczywiście poczułam na siebie złość i dojmujące poczucie straty. Pogoda bowiem była nader sprzyjająca i już widziałam, niestety tylko oczami wyobraźni, te przecudne widoki ze złotej godziny, jakie mnie tego poranka ominęły.

Złość z zaspania zaowocowała tym, że wszystko, czego się rano nie tknęłam, psuło się. Jakby na złość mojej złości. A to rozlałam kawę, a to wywalił mi się worek ze śmieciami, których poprzedniego dnia nie chciało mi się wynieść, przypaliłam nawet jajecznicę, bo zastanawiałam się, jak ten dzień mimo wszystko spożytkować, oczywiście w grę wchodził tylko las.

No, ale cóż, zastanawiałam się tak długo i bez zdecydowania, dokąd się udać, że nawet się nie obejrzałam, a  była już 14. O nie! Jak można tak marnować czas! Idę, dokąd nogi poniosą! – powiedziałam do siebie jeszcze bardziej wkurzona i wbrew temu, o czym śpiewała Sipińska, mianowicie o zasłanianiu okien i siadaniu w najdalszym kącie – ruszyłam.

Wschód słońca postanowiłam zamienić na zachód słońca, długie wędrowanie na siedzenie z aparatem, wyjazd poza miasto, na znane mi dobrze tereny, czyli okolice Neru, bo poczułam, że w ten sposób – tym razem zgodnie z piosenką Sipińskiej (możesz jej posłuchać tu: Są takie dni w tygodniu) – dojdę sama ze sobą do ładu.

I tak też się stało. Gdy przekraczam linię lasu, wchodzę na jego ścieżki, siadam w krzakach albo na brzegu rzeki i nie robię nic, poza czekaniem, dzieje się cud. Ogarnia mnie spokój i wtedy czuję, jak ten spokój jednoczy się z harmonią natury. Wtedy jestem szczęśliwa. Tak po prostu.

I tak też się stało tego dnia. Było tak, gdy siedziałam w trawach na granicy lasu i łąki i dostrzegłam koziołka sarny. Było tak, gdy siedziałam na brzegu Neru i przyglądałam się kaczkom. Było tak też wtedy, gdy zaskoczyła mnie pliszka – swoją bliskością i pozowaniem. O niej będzie trochę więcej w następnym poście.

Było też tak wtedy, gdy siedząc w trawie nad rzeką i czekają na zachód słońca, zaczęłam słyszeć jakby dochodzący zewsząd poszum, którego źródła nie potrafiłam zlokalizować. Aż do momentu, gdy dostrzegłam, że każde źdźbło trawy zostało zajęte przez ślimaki, których godzinę wcześniej jeszcze tu nie było. Tak, ten poszum, to był odgłos pałaszowania przez nie zieleniny. Przedziwne to uczucie, gdy siedzisz wśród żarłocznych ślimaków i masz nimi oblepiony nawet niestrawny plecak.

Są takie dni w tygodni, że nic mi się układa – a może nie układa się dlatego, by coś innego mogło się ułożyć? Tak jak u mnie w ten dzień. Ułożyło się też coś we mnie. Ale o tym sza! cicho-sza.











 

Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anka
Anka
4 miesięcy temu

Ja mam wiele takich dni 🙁 a zdjęcia jak zwykle super

Kreon
Kreon
4 miesięcy temu

Żarłoczne ślimaki są super 😉