Śnieg stopniał i odsłonił na mokradłach smętny krajobraz. Malowały go zeschłe trawy w sepiowym kolorze, czarne nagie drzewa, ołowiana toń wody, a to wszystko na szarym płótnie nieba. Ja zanurzyłam się w oczekiwanie.
Plan był prosty – tym razem więcej siedzenia i obserwacji, niż chodzenia. Poszłam na swoje ulubione mokradła, wybrałam niewielkie wzniesienie porośnięte wysoką trawą. Umieściłam się w niej wygodnie, wzięłam do ręki aparat i rozejrzałam dookoła.
Nie działo się nic.
Zupełnie nic.
Bezruch i cisza.
Przymknęłam oczy, by – odcinając się od bodźców wzrokowych – lepiej usłyszeć otoczenie. I rzeczywiście, po chwili doszedł do mnie odgłos popiskiwania gdzieś czegoś w trawie, szelest zeschniętych źdźbeł, a z oddali trzepot skrzydeł jakiegoś ptaka.
Siedziałam tak bez ruchu i z zamkniętymi oczami dłuższą chwilę, wyłapując coraz więcej odgłosów natury, i czułam, że jestem całą sobą tu i teraz. Oczekiwanie, to bycie tu i teraz – pomyślałam, a w zasadzie poczułam.
Z tego przyjemnego stanu poczucia bycia wybudził mnie nagle wyraźny odgłos. Dochodził z lasku, który miałam za plecami. Otworzyłam oczy i odwróciłam się odruchowo, ale niczego nie dostrzegłam. Sądząc po odgłosach, które zresztą wkrótce ucichły, chyba w reakcji na moje poruszenie, był to dzik.
I znowu nie działo się nic.
Zupełnie nic.
Bezruch i cisza.
Teraz zaczęłam się przyglądać trawom, a jednak nie trwały w całkowitym bezruchu. Choć stare i wyschnięte z gracją odpowiadały na ledwie wyczuwalne podmuchy wiatru, kołysząc się raz w jedną, raz w drugą stronę.
W jedną i w drugą, jedną i w drugą, niczym wahadło zegara.
Ale ten nie był mi potrzebny, czas nie miał znaczenia, zanurzyłam się w oczekiwanie i znowu byłam tu i teraz.
I nagle coś się zmieniło.
W jednej chwili.
W chaszczach zachrząkał dzik, na niebie, nie wiedzieć skąd, pojawiło się nagle stado ptaków, które z szumem zanurzyło się w trawy, w brzezinach zaczęły się przekrzykiwać dwie sójki, gdzieś zaszczekała sarna.
Byłam otoczona przez dźwięki. Siedziałam, jak zaczarowana, i tylko oczy wypatrywały, czy nie wyłoni się z tego dźwiękowego woalu jakieś zwierzę.
Ale nic takiego nie nastąpiło, a po kilku minutach znowu wszystko ucichło.
I nie działo się nic.
A jednak działo się wszystko.
We mnie.
I nadal się dzieje.
Oczekiwanie – to bycie tu i teraz, ze sobą, naturą, transcendencją. I nawet jeśli nie zobaczy się tego, na co się czeka, to nie jest to stracony czas.
To czas bez czasu, w którym niepotrzebne są zegary, by dzieliły go na godziny.
Dobrego i pełnego oczekiwania Ci życzę, mój Czytelniku, kimkolwiek jesteś.
Witaj Filovero. Napisałaś „smętny krajobraz” a ja po obejrzeniu Twoich zdjęć, widzę ogromny urok tych traw i ogołoconych z liści drzew. Cała jesienna, kolorowa radość ustąpiła miejsca na mrok i cień. Ja w tych rejonach się dość dobrze poruszam ostatnio. Ba, mrok mnie wchłania, targają szalone i dzikie emocje. Oswajam swój cień, który wyszedł z cienia. To boli. Oczekuję również, ale nie celebrujac tu i teraz, tylko marząc o lepszych czasach i o tym, żebym odrodziła się w innym, pozytywniejszym wcieleniu. Jak będę gotowa na towarzyskie tralalala, dam znać, teraz nie nadaję się w ogóle „do ludzi”.
Co się stało? Czy mogę Ci w czymś pomóc?
Nikt nie może mi pomóc, bo to moja transformacja i moje bolączki. Wychodziłam te swoje „smęty” w naturze, więc dziś już są nieaktualne, a kiedy powrócą, stawię im czoła samej lub wyjdę ponownie na samotną wędrówkę – zostawiając gorzkie żale wśród pól, traw, drzew i bezdroży. Naturoterapia 🙂 Szczęśliwego Nowego Roku Filovero 🙂