Od pewnego czasu mam w łódzkim ogrodzie botanicznym swoje ulubione miejsce. Jest to schowana między drzewami sadzawka. Dziś przekonałam się, że jest pełna niespodzianek.
Poszłam znowu do botanika. Już trzecią niedzielę z rzędu, bo wciągnęły mnie żaby, a dokładniej ich obserwacja. Dziś jednak nie będzie o żabach z sadzawki, o których zrobię odrębny wpis, bo trochę się uzbierało, zarówno ciekawych zdjęć, jak i obserwacji.
Dziś będzie o tym, że natura, choćby i ta na wyciągnięcie ręki, może być pełna niespodzianek.
Siedziałam na sadzawką już drugą godzinę, spoglądając na żaby, i uświadomiłam sobie po raz kolejny, że od pewnego czasu wyostrzyły mi się zmysły. Zauważam więcej niż kiedyś i szybciej też reaguję na to, co się dzieje wokół mnie. Tak było i tym razem.
Zaskroniec
Leżąc w trawie na brzegu sadzawki i będąc skupioną na żabie, która przed chwilą wpałaszowała motyla(!), kątem oka dostrzegłam wśród liści w wodzie jakiś dziwny ruch. Spojrzałam w tamtą stronę i po chwili zobaczyłam go – zaskrońca we własnej wężowej osobie.
Długi, z wystającą nieco ponad lustro wody głową, z charakterystycznymi żółtymi plamami za skroniami i wyrazistymi ślepiami, prezentował się po prostu cudnie. I to piszę ja, która generalnie brzydzi się węży.
Przyznaję, że gdy po pierwszym zaskoczeniu zaczęłam mu robić fotki, to ręce mi zadrżały, bo to jest mój pierwszy wąż, jakiego udało się dostrzec i mieć szansę sfotografować. Bałam się, że go spłoszę, że zaraz mi zniknie pod wodą i więcej go nie zobaczę, starałam się więc poruszać bardzo ostrożnie.
Wyglądało to tak, że on sobie wężowym ruchem pływał w wodzie, a ja czołgałam się zdecydowanie niewężowym ruchem po brzegu sadzawki, prawie wpełzając do niej po łokcie. Tak bardzo chciałam być jak najbliżej niego. I przez moment się udało.
Zaskroniec podpłynął do brzegu, wystawił głowę i spojrzał na mnie swoimi wężowymi ślepiami, a ja na niego swoim wielkim szklanym okiem obiektywu. Dzieliło nas może ze czterdzieści centymetrów.
Przyznaję, to jest dziwne uczucie, gdy tak blisko patrzysz zwierzęciu w oczy, choćby takiemu gadowi, i zastanawiasz się wtedy, chyba trochę irracjonalnie, co sobie o tobie myśli.
Na szczęście zaskrońce jadowite nie są, człowiek dla nich pokarmem też nie jest, więc popatrzyliśmy sobie w oczy, a potem on sobie spokojnie odpłynął.
Lis
Siedziałam w trawie i znowu obserwowałam żaby, które w pewnym momencie zaczęły obserwować mnie, ale o tym innym razem, gdy zjawił się on. Tym razem lis.
W pierwszej chwili jakoś do mnie nie dotarło, że to lis, nie wiem dlaczego, ale pomyślałam, że to jakiś pies wyszedł zza drzew i rozgląda się za swoim panem.
A gdy już do mnie dotarło, że to jednak lis, to znowu zadrżały mi ręce. Był tak blisko mnie, może ze trzy metry, rozglądał się za czymś i kompletnie nie zwracał na mnie uwagi, jakby mnie nie widział. A potem poszedł sobie między drzewa i zniknął.
To było trochę surrealistyczne doświadczenie, bo ilekroć jestem w lesie i wypatruję zwierząt, to zawsze marzę, by zupełnie nie przeszkadzać im swoją obecnością, czyli być dla nich jak niewidzialna. I dziś przy tym lisie tak się poczułam.
Kos
Po lisie przyleciał nad sadzawkę kos. Ten raczej mnie zauważył, bo łypnął okiem i na moment się zawahał – zostać, czy odlecieć. Ponieważ nie odebrał mnie jednak jako zagrożenia, został, wlazł do wody i zaczął się w niej pluskać. Wcale mu się nie dziwię, było okrutnie gorąco. Po wyjściu z wody i osuszeniu piórek, kos odleciał w swoją stronę, a ja przywitałam gołębia.
Gołąb
Podfrunął na brzeg, spojrzał na mnie, a potem zanurzył dziób w wodzie. Napił się i też odleciał.
Żaby
O nich będzie osobny wpis, bo to, co dziś wyprawiały, a dokładniej, to, co udało mi się zaobserwować, absolutnie na to zasługuje.
Sadzawka. Zwykle miejsce pełne niespodzianek – czyż nie? I jestem przekonana, że jest ich tam jeszcze więcej.
Nawet żałuję, że nie potrafię kręcić filmów przyrodniczych, bo nawet taka sadzawka może być fascynującym światem natury.
Dla wielu żyjących tam zwierząt – całym światem.
Świetne miejsce i świetny opis 👍
Dziękuję 😊🌿