Co robicie w kawiarni? Być może to trochę dziwne pytanie, bo co można robić w kawiarni? Po prostu pić kawę lub cokolwiek innego, zjeść coś słodkiego i pogadać, jeśli przyszło się z kimś. A jednak można robić o wiele więcej.
Lubię chodzić do kawiarni, szczególnie takich z klimatem, jedynych w swoim rodzaju. Do kawiarni chodzę często, nawet kilka razy w tygodniu, w ciągu dnia, między jedną pracą a drugą i najczęściej sama. Dlaczego?
Bo robię w nich to, co lubię najbardziej: czytam, piszę, rysuję i rozmyślam, oczywiście, do tego pijąc kawę w smaku zależnym od nastroju.
W Łodzi, gdzie mieszkam, dorobiłam się kilku stałych kawiarnianych miejsc, gdzie jak przychodzę, to już mnie rozpoznają i jest pytają – dziś kawę taką czy taką?
Ponieważ chodzę w takich godzinach, że raczej nie ma problemu z wyborem stolika, najczęściej siadam przy tzw. swoim stoliku, czyli z oswojoną przestrzenią wokół (za plecami ściana, przede mną widok na salę lub ulicę). Wyciągam z torby zeszyt, pióra, tablet, książkę, co dodatkowo oswaja miejsce, przy którym siedzę, i np. piszę, tak jak ten tekst, który czytacie.
Był czas, gdy miałam falę na kawiarniane rysowanie. Nosiłam wówczas ze sobą mały szkicownik, cienkopisy lub ołówki i szkicowałam – oczywiście osoby siedzące przy innych stolikach.
Starałam się robić to dyskretnie, ale zwykle ludzie i tak się orientowali, że nie przyglądam im się bez powodu. Mimo to nie zdarzyło mi się nigdy, by ktoś się sprzeciwił. W sytuacji, gdy mina u mojego przypadkowego modela lub modelki była niewyraźna, uśmiechałam się, a nawet podchodziłam, by pokazać, co robię. W ten sposób poznałam kilka interesujących osób.
Teraz w kawiarniach głównie piszę. Co ciekawe, ten kawiarniany szum, rozmowy w tle, muzyka, krzątanina kelnerek dodaje życia i pomaga mi skupieniu się nad tekstem.
Poza tym kawiarnia jest też dla mnie miejscem obserwacji, hm, nawet swego rodzaju dozwolonego podglądactwa. Ale ma ono sens, gdyż bywa tak, że te zupełnie obce mi osoby są dla mnie inspiracją. Obserwuję ich ruchy, gesty, reakcje, mimikę i zastanawiam się, czym się zajmują, co ich trapi, a co fascynuje. I tworzę im historię.
Na razie nie mam jeszcze odwagi podejść i powiedzieć: „cześć, właśnie napisałam o Tobie historię i chciałabym skonfrontować z rzeczywistością, co Ty na to?”. No cóż, ale może kiedyś tak zrobię? Bo czemu nie?
Kawiarnia – w której jestem sama, ale nie samotna, w której jestem osobno, ale razem z ludźmi – jest też dla mnie przestrzenią wolności myśli inspirowanych nienachalną rzeczywistością. I poza smakiem dobrej kawy zawsze coś z niej wyniosę – jakieś ważne zdanie zapisane w zeszycie lub na marginesie książki, jakiś szkic, jakiś pomysł na tekst.
To w kawiarniach powstało wiele moich wierszy i literackich miniatur, znaczna część z nich nie wyszła jeszcze poza moją pisarską szufladę pamięci. Ale też są takie, jak np. opowiadanie „Warkocz” ze zbioru „Chimera„, który doczekał się publikacji.
W kawiarniach powstało też wiele bardziej przyziemnych tekstów – zwykłych dziennikarskich. Gdy współpracowałam z dziennikiem Gazeta Polska Codziennie Dodatek Łódzki i czasu na opracowanie tematu było niewiele, bo „dziś wydarzenie – dziś tekst”, kawiarniany stolik zamieniał się na chwilę w mini redakcję.
Tylko szkoda, że teraz kawiarnie są pozamykane.