Las to niezwykłe miejsce i dziwne rzeczy dzieją się w nim nie tylko z czasem, ale i z przestrzenią. Gdy zaczynałam swoją przygodę z wędrowaniem po lasach, to nawet najmniejszy las wydawał mi się bardzo duży.
Dziś, po prawie dwóch latach wędrówek, mam wrażenie, jakby się lasy obkurczyły, ich granice zbliżyły do siebie, a ich przestrzeń zmniejszyła. Oczywiście, nie jest możliwe, aby dokonało się to w tak krótkim czasie fizycznie.
To nie lasy się zmieniły, ale to ja już na tyle się z nimi oswoiłam, że nie przytłaczają mnie swoją wielkością i na tyle pokochałam, że chcę, aby było ich w moim życiu jak najwięcej.
By sycić się lasem jak najczęściej, a nie tylko podczas urlopu, często wracam w te same, pobliskie miejsca, a mam takich kilka, w których byłam już wiele razy, o różnych porach dnia i roku i które wciąż mnie zachwycają.
Za każdym razem zastanawiam się też, jak one wyglądały kilkaset, a nawet kilka tysięcy lat temu i marzy mi się – tak, wiem, sprawa nierealna, ale czemuż nie popuścić wodzy fantazji – więc marzy mi się, abym mogła odbyć taką podróż w czasie, cofnąć się i zobaczyć dane miejsce sprzed wieków.
I marzy mi się jeszcze coś – bym mogła odbyć podróż w przyszłość i zobaczyć, jak to moje miejsce będzie kiedyś wyglądać.
Choć, czy rzeczywiście tę podróż chciałabym odbyć? A jeśli tego miejsca już nie będzie?
Tak, wiem, fizycznie coś być musi, ale miejsce, które poprzez częstą obecność w nim zostaje oswojone, nie jest już tylko kawałkiem gruntu. Staje się częścią tego, kto je oswoił. Mam w sobie wiele takich oswojonych miejsc i chciałabym, aby trwały wiecznie.
Co więc, jeśli odbyłabym taką podróż w przyszłość i zobaczyłabym, że tego miejsca, które oswoiłam i stało się częścią mnie, w niej już nie ma?
Ach to przemijanie…
Jedno z wielu moich oswojonych miejsc – Uroczysko Lublinek w maju