Dzień Wszystkich Świętych, nie dziwota więc, że naszła mnie refleksja. Ale jakaś taka szczególna, bo o tych wszystkich chorobach i dolegliwościach, w których święci od wieków niosą nam wsparcie. A biorąc pod uwagę stan naszego zdrowia, to mają z tym na co dzień, nie od święta, moc roboty!
Taki np. św. Błażej jest ponoć od bólu gardła, św. Agata od chorób zębów, św. Bartłomiej od chorób skóry, św. Damian i św. Kosma od chorób chirurgicznych, św. Roch od chorób zakaźnych, ale też bólów kolan, św. Florencjusz od chorób dróg moczowych, a św. Serwacy od reumatyzmu.
Do św. Teresy z Avila wzdychamy przy bólu serca i głowy, do św. Wita przy pląsawicy, a do św. Walentego nie tylko, gdy się beznadziejnie zakochamy, ale też gdy mamy problemy z psychiką (co przy nieszczęśliwym zakochaniu też jest całkiem możliwe ;-)).
I choć katalog najczęstszych chorób od czasów, gdy poszczególnym świętym przypisywano ich „medyczne role”się zmienił, to mogłabym jeszcze długo wyliczać kolejnych świętych i ich medyczne kompetencje.
A przecież, czy mimo niewątpliwie spektakularnego postępu, jaki dokonał się w medycynie, nasi święci, za których wstawiennictwem prosimy Boga o uzdrowienie, muszą mieć z nami – mówiąc metaforycznie – aż tyle pracy?
Nie! O ile my, tu, na tym świecie, zmienilibyśmy swoje nawyki i po prostu zadbali sami o nasze zdrowie. Najlepiej tak profilaktycznie, czyli na zapas. Ale, niestety, tak nie robimy.
Jako lekarz poz takich niefrasobliwych przykładów braku dbałości o swoje zdrowie mogę podać bez liku. I ten brak dbałości nie wynika z braku wiedzy, gdyż dziś dostęp do niej jest znacząco lepszy niż lata temu. Głównym powodem są szkodliwe przyzwyczajenia, których nie chcemy zmienić, choć wiemy, iż nam szkodzą.
Przecież każdy ma świadomość, że papierosy zdecydowanie zdrowiu szkodzą, że wódka w nadmiarze czyni w organizmie spustoszenia, że siedzący tryb życia po prostu zabija, podobnie jak fatalne odżywanie, ale… ale łatwiej jest połknąć jedną, drugą, a nawet – o zgrozo! – dziesiątą tabletkę, niż coś zmienić w swoim życiu.
Łatwiej pójść – mimo kolejek – do doktora, by coś tam dał, aby szybko przeszło, i ewentualnie – jak ktoś wierzący – w sytuacji chorobowego doła łatwiej jest mu westchnąć o wsparcie do świętego niż zacząć dbać o swoje zdrowie.
A my, lekarze, choć sami święci nie jesteśmy, to często trzeba nam świętej cierpliwości, by po raz kolejny tłumaczyć skutki zdrowotnych zaniedbań, choć i tak są one oczywiste. Np. że ta infekcja płuc, która normalnie mogłaby zakończyć się w paręnaście dni bez śladu, będzie się przeciągać, jeśli pali się dwie paczki fajek.
Albo, że gdy kilogramów ciała z bezruchu przybywa, to wydolności serca ubywa, aż serducho zupełnie wysiądzie, dając do zrozumienia, że ma dość itd.
Nie piszę dziś, w święto Wszystkich Świętych, o tych anty zdrowotnych przywarach bez powodu. Piszę – choć nieco przewrotnie pod płaszczykiem świętych od chorób wszelakich – w swoim własnym, dobrze pojętym lekarskim interesie.
Dlaczego? Bo im więcej ludzi zdrowych, tym jako lekarz mniej się napracuję i będę mieć więcej wolnego, np. na pisanie 🙂
Tak, wiem, zmienić złe nawyki jest bardzo trudno. Czasem jest to sprawa beznadziejna, wówczas może rzeczywiście pomoże św. Rita od spraw beznadziejny lub św. Juda Tadeusz od spraw trudnych? Ale nawet im pomóżmy i zróbmy sami ten pierwszy krok ku zmianie swojego zdrowia na lepsze, by nie chodzić po doktorach.
I tu – uwaga – już zupełnie na poważnie. Moim zdaniem jedynym skutecznym sposobem na trwałą dobrą zmianę (tylko niech to się nie kojarzy nikomu z polityką) jest – poza nielicznymi wyjątkami – metoda małych kroków z wyraźnie nakreślonymi i mierzalnymi celami cząstkowymi.
Ale Ty, swój pierwszy mały krok możesz zrobić już teraz. Np. jeśli czytasz ten wpis, paląc papierosa, po prostu zgaś go. Bo przecież nie chcesz zbyt szybko dołączyć do tych, których wspominać będziemy jutro w Zaduszki?
________________________
PS. Tak na marginesie dodam, że modlitwa sama w sobie może dawać nam wsparcie w walce z chorobą i mieć uzdrawiającą moc. Świadczą o tym nie tylko jednostkowe przykłady, ale także badania naukowe wskazują na korzyści zdrowotne modlitwy i wiary.
Chociaż doktorem nie jestem, to szczerze napiszę – masz całkowitą rację. Palić nie palę – no dobrze, palę ale w piecu jak nie ma w domu taty albo męża. W pracy, w handlu na średnim markecie mam sporo ruchu, ale waga jest nadal niezbyt dobra, bo ciut za wysoka. Niemniej nie poddaję się.
Brawo Ty! Ale ten marketowy ruch nie zastąpi ruchu w aktywności rekreacyjnej. Nie mówię o siłowni, ale rower, spacery, wędrówki itd. Bo wtedy, choć możemy być zmęczeni, to odpoczywamy. Ale nie poddawanie się, to podstawa. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Co do aktywności fizycznej to oczywiście długie spacery, rower lub basen chętnie wchodzi w grę 🙂 Jeśli gdzieś jesteśmy to też wiele zwiedzamy na nogach niż samochodem czy środkami lokomocji 🙂
Na nogach zdecydowanie najprościej. Szczególnie dla mnie, bo nie ma samochodu. A ze środków lokomocji najbardziej lubię pociągi.
Chętnie poczytam o tym jak robic te małe kroki więc znajdź czas proszę 🙂 Jesień chyba ogólnie nie rozpieszcza pod względem ilości pacjentów, niestety. Życzę mniej pracy mimo to 🙂
Ok, znajdę, tak w drugiej połowie listopada -:)