Początek sierpnia, wczesne niedzielne popołudnie. Słońce mocno grzeje, jakby w kilka godzin chciało nadrobić kapryśną w tygodniu pogodę. Dzika łąka pod lasem. W powietrzu unosi się aromatyczny zapach rozgrzanych wysokich traw. A w nich pyszni się wrotycz.
Jego żółte kwiatostany, głaskane przez podmuchy wiatru, upajają mnie – i zapachem, i barwą. Czuję spokój i radość. Ale wędrowanie po łąkach, lasach, drogach i bezdrożach porusza także zmysły.
Wszechogarniające zapachy natury, jej pełne harmonii dźwięki, soczyste barwy i pobudzające wyobraźnię kształty, wreszcie różnorodne faktury, których w kontakcie z nią doświadcza skóra, czy smak pitej w zmęczeniu wody – to swoista uczta dla ciała, dająca odprężającą błogość ducha.
I zawsze, gdy jestem w niej zatopiona, pragnę zatrzymać ją na dłużej i zabrać choćby odrobinę ze sobą do domu. Może dlatego robię dużo zdjęć i wcale mi się nie nudzą te same, a jednak nie takie same motywy.
Bo dla przykładu, choć wszystkie maki, jedne z moich ulubionych polnych kwiatów, są podobne, to każdy jest w jakiś sposób inny.
Tej niedzieli zapragnęłam przynieść do domu z wędrówki coś więcej niż tylko ładne zdjęcia.
Zapragnęłam zabrać ze sobą zapach, kształt, fakturę, smak.
I zabrałam z łąki ten cudnie pyszniący się wrotycz – Tanacetum vulgare.
Zebrałam całkiem pokaźny bukiet, by zabawić się w domową zielarkę i zamknąć jego moc w czymś bardziej trwałym niż ususzone ziele.
Ponieważ wrotycz, ze względu na swą mocno żółtą barwę i intensywny, nieco kamforowy zapach, przykuwał moją uwagę już podczas poprzednich wędrówek, to poczytałam co nieco o nim.
I jakże byłam zaskoczona, gdy się dowiedziałam, jakie bogactwo możliwości kryje w sobie i ile jeszcze skrywa tajemnic.
Jak się okazuje, wrotycz może nie tylko cieszyć zmysły, ale też przynosić ulgę w wielu dolegliwościach, gdyż ma ponoć właściwości przeciwzapalne, odkażające, przeciwbólowe, a nawet uspokajające, regulujące przemianę materii i odtruwające.
Bardzo dużo i szczegółowo o wrotyczu – jego działaniu i zastosowaniu – pisze dr Henryk Różański, specjalista fitoterapii, na stronie IGYA – sekrety zdrowia. Tutaj można także znaleźć rożne przepisy, np. na nalewkę z wrotycza, olej wrotyczowy, ocet wrotyczowy i inne, wraz ze wskazaniem, jak i na co mogą być stosowane.
Wrotycz ma też jednak swoją ciemniejszą stronę. Jest nim tujon.
Ten organiczny związek terpenowy, znajdujący się także w piołunie, a nawet szałwii lekarskiej, może być powodem zatrucia, które, jak wskazuje dr Rożański, objawia się:
Po godzinie od spożycia nadmiernej dawki wodnego wyciągu i po 20 minutach od spożycia alkoholowego wyciągu rozwijają się halucynacje (omamy). W moczu pojawia się białko i krew.
Objawem jest też częstomocz. Osoby wrażliwe zapadają w śpiączkę z objawami drgawek. Zaburzenia akcji serca mogą być niebezpieczne. Wrotycz - Tanacetum vulgare, H. Różański
Oczywiście wszystko zależy od ilości, bo jak mawiał Paracelsus – słynny lekarz odrodzenia: „Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, to tylko kwestia dawki”.
Dlatego niezrażona tujonem, po powrocie do domu wzięłam się za obróbkę zebranego ziela i zrobiłam nalewkę wrotyczową i olej wrotyczowy, według następującego przepisu:
#1 Z zebranego ziela odcięłam koszyki kwiatów i liście (zdrewniałe łodygi odrzuciłam), umyłam je, osuszyłam i rozdrobniłam w malakserze.
#2 Uzyskaną zielną drobnicę podzieliłam na dwie części, po ok. 110 gramów ziela każda, i wsypałam do dwóch litrowych słoików. Ziele wypełniło ok. 1/4 słoika.
#3 Do jednego wlałam 0,5 litra podgrzanego (ale nie gorącego) oleju z winogron, a do drugiego 0,7 litra 60% alkoholu.
#4 Słoiki mocno zakręciłam, wstrząsnęłam ich zawartość i postawiłam na tydzień w ciemnym miejscu.
#5 Po tym czasie trzeba zawartość jednego i drugiego słoika przecedzić, a potem można już korzystać zarówno z oleju, jak i z nalewki.
Jak mam zamiar ich używać? Przede wszystkim zewnętrznie.
Zacznę od wypróbowania ich jako środka na komary. Już podczas ostatniej wędrówki sprawdziłam trochę, czy wrotycz na nie działa, rozcierając świeże kwiatostany w palcach i smarując nimi przedramiona.
Mimo plagi komarów, po kilku godzinach wędrowania w tych miejscach miałam tylko dwa ukąszenia, więc chyba zadziałało.
Nalewkę wypróbuję też na mojej Mamie, jeśli chodzi o bóle stawów kolanowych. Do smarowania będzie jak znalazł.
Czy zdecyduję się przyjmować wrotycz wewnętrznie? Myślę, że tak, tylko obliczę najpierw, choćby w przybliżeniu, ile moje wyroby mogą mieć tujonu, by nie przekroczyć dawki i nie narazić się na zatrucie.
Do wypróbowania wewnętrznego zachęcił mnie też fakt, że wrotycz jest badany przez naukowców.
W PubMed, bazie badań naukowych, znalazłam kilkanaście prac na jego temat, m.in. badania nad właściwościami przeciwnowotworowymi, przeciwbakteryjnymi i przeciwgrzybiczymi wrotyczu.
Ale o tym już w innym wpisie, gdyż do tej słonecznej i pobudzającej zmysły rośliny jeszcze wrócę.
I to nie tylko po to, by pochwalić się, jak mi wyszła nalewka i olej, ale także dlatego, że wrotycz kryje w sobie jeszcze inne tajemnice, jak choćby tę, czemu został w UE zakazany?