Wczoraj spadł śnieg i przyszedł mróz. Nareszcie nastała prawdziwa zima! Dziś więc wybrałam się na zimową wędrówkę. I było cudnie!
Choć to może dziwnie zabrzmi, ale na zimę – taką ze śniegiem, mrozem, słońcem – czekałam od lata. Zdecydowanie wolę wędrowanie wśród śniegu niż w upale. Zimowe wędrówki mają dla mnie same zalety.
Łatwiej jest dostosować się do zimowej temperatury poprzez stosowny ubiór niż do upału, bo skóry już nie zdejmiesz. Na śniegu świetnie widać tropy zwierzą, a tym samym wybadać ich ścieżki. Gdy człowiek zgubi się w lesie, może też spokojnie wrócić po swoich własnych śladach. No i śnieg! Wraz z sosnami tworzy niezwykły, baśniowy klimat Narni.
Tak było i dziś. Pięknie, słonecznie, zimowo.
Dziś też było w lesie wyjątkowo głośno, choć słowo głośno nie jest tu najlepsze. Raczej powinnam napisać – gwarno!
Dzięcioły, sikorki, kowaliki, raniuszki, kruki – wszystko dawało o osobie znać w swoim języku. Pod śniegiem przemykały nornice, tak, słyszałam je, siedząc pod krzakami w bezruchu i wsłuchując się w te odgłosy zimowej natury. Między drzewami przemykały sarny, a wszystko to na tle skrzypiących starych sosen – zupełnie jakby były drzwiami do bajkowej krainy i zachęcały do wejścia w nią. Zima ma jednak cudowny klimat tajemnicy.
A potem udałam się nad mokradła i tam rozpaliłam w mini kuchence ogień i zrobiłam sobie gorącą kawę i jajeczniczkę na boczku. A co, zimowemu wędrowcowi przecież też się coś od życia należy 🙂
A Ty lubisz zimowe wędrówki?