Tym razem poszłam od drugiej strony, wzdłuż lasu i przez mokradła.
Dotychczas widziałam to miejsce z daleka, stawałam na brzegu rzeczki i patrzyłam, co jest po tej drugiej stronie. Myślałam, następnym razem tam pójdę i ten następny raz był właśnie dziś.
Usiadłam na mostku, kalosze zanurzyłam w wodzie. Słońce chowało się za lasem. A ja tak siedziałam na granicy światów, z nogami w wodzie i nasłuchiwałam wieczornych odgłosów szykujących się do nocy mieszkańców pól, łąk i lasów.
Gdy jedni szli spać, inni zapewne udawali się na żer. Gdzieś poszczekiwały sarny, czyżby zaniepokojone moją obecnością? A może w pobliżu, niewidoczny dla mych oczu, skradał się wilk (tak, w tej okolicy są wilki) i stąd niepokój saren?
Tak bardzo chciałam stać się niewidzialna i zarazem móc wszystko widzieć, nawet to, co ukryte w trawach, zaroślach, głęboko w lesie. Sarna wysłuchała chyba moich próśb i zjawiła się nagle nie wiedzieć kiedy. A potem tak samo nagle umknęła w las.
A ja wciąż siedziałam na granicy światów.
Kocham to miejsce ♥️ Moje zacisze. Moje Pszczółki.
Piękne zdjęcia i poruszające
Dziękuję 😊