Coś się wydarza. Niespodziewanie, nagle, tak po prostu. Wydarza się i już. I burzy dotychczasowe plany, niweczy je, rozbija w pył.
Tak bardzo chciałbyś, aby to coś się nie wydarzyło, aby znów był stan przed, ach, jaki byłem szczęśliwy – myślisz, ale wiesz, że to niemożliwe. Nie ma już stanu przed, jest tylko po.
I masz dwa wyjścia – albo utkniesz w tym stanie, w tym poczuciu krzywdy, smutku po tym, co utracone, albo zmierzysz się z tą stratą, staniesz wobec niej twarzą w twarz i zapytasz – czego chcesz mnie nauczyć, jaką dać mi lekcję? A potem przyjmiesz ją i ruszysz dalej.
Bo dopóki żyjesz, możesz mieć znowu nowe plany i nadzieję, że tym razem nic ich nie zburzy.
Tak, muszę się zmierzyć z tym, co się wydarzyło.
Każdy z nas się mierzy, a z tym niespodziewanym jest czasami bardzo ciężko stanąć twarzą w twarz. Niemniej można zapakować swoje zmagania w plecak i wyruszyć w … nowe, bo przecież życie to tak naprawdę wędrówka. Kroczę i ja również. Jeśli potrzebujesz, mogę pożyczyć kij włóczykija lub pomóc w targaniu plecaka, żeby było Ci odrobinę lżej. Jestem teraz silna, bo słabość zostawiłam w roku ubiegłym! Mogę wesprzeć, choćby dobrym słowem albo myślą. Mogę też pomilczeć z Tobą.