Dziś wieje wiatr, a ja czuję tchnienie. Snów? Dawnych wspomnień? Czy one są moje? Nie pamiętam…
Od kilku lat powracają do mnie takie oto obrazy.
Łąka? Nie, to nie łąka, zbyt rozległa jest ta przestrzeń. Step? W każdym razie widzę ogromne połacie ziemi porośnięte wysoką trawą. Jej kłosy falują na wietrze niczym morskie fale. To kładą się, to powstają. Gdzie nie sięgnąć okiem tam trawy, trawy, trawy.
A pośrodku tej przestrzeni postać. Widzę ją od tyłu, ale wiem, że to kobieta. Ubrana w długą, prostą suknię, stoi i czeka.
Nie wiem, na co, nie wiem na kogo. Kobieta ma długie, rozwiane włosy, które tak jak trawy i suknia poddają się woli wiatru.
Choć nie widzę jej twarzy, wiem, że jest zamyślona, patrzy gdzieś na horyzont, ale tam, poza falującą linią traw, nic więcej nie ma.
Stoi nieruchomo. Trwa.
I kolejny obraz. Brzeg morza albo dużego jeziora. Piasek, wydmy, wydmowe rośliny. Też falują na wietrze. Toń wody lekko pod jego wpływem się marszczy.
Na brzegu stoi kobieta. Widzę ją tyłem. I tak jak w poprzednim obrazie ubrana jest w długą suknię i ma rozpuszczone długie włosy.
Także czeka. Wypatruje. Ale na horyzoncie nic, poza spotkaniem wody z niebem, nie ma.
Tęskni. Nie wiem, za czym, a może za kim. Ale ta tęsknota to nie smutek. To oczekiwanie.
Nie wiem, kim jest ta kobieta z jednego i drugiego obrazu.
Może to ja?
Może to jakieś moje wspomnienia, głęboko schowane w niepamięci, które przychodzą z wiatrem i przynoszą tchnienie.
A może to nie moje wspomnienia?
Czy już byłam kiedyś tu, na ziemi?
Te obrazy z biegiem czasu są we mnie coraz silniejsze. Dziś wywołał je wiatr, który targa wysokimi trawami na mojej łące. Patrzę na nie i nie mogę uwolnić się od tego tchnienia jakiejś dziwnej nostalgii. Za tym, co było? Tylko kiedy?
Nie pamiętam.
Zostaje wiatr i tchnienie.