Choć ostatnio trudne sprawy zajmują moje myśli i czas, nie wytrzymałam w domu i poszłam do lasu.
Usiadłam sobie pod dębem (moim, bo odwiedzam go od pewnego czasu), popatrzyłam w górę na pochylającą się nade mną koronę potężnego drzewa i błękitne, zimowe niebo i pomyślałam, że jestem taka malutka, więc i moje problemy są maleńkie. I przeminą, jak wszystko, tylko że w swoim czasie.
Siedziałam tak pod tym dębem w ciszy dobrą godzinę i poczułam spokój. I wdzięczność. Za każdą taką chwilę.