Listopad. W pomrokach listopadowego lasu ginie wszelki zgiełk wspomnień gorącego lata.
Zupełnie jakby nigdy nie wydarzyły się ani upały, ani letnie burze.
Pomiędzy drzewami rozgościła się teraz gęsta cisza i wilgotny chłód.
Pod stopami ścielą się butwiejące liście, które jeszcze nie tak dawno grały ze słońcem w zielone.
Stare drzewa pozbawione ich osłony pokazują prawdę swej formy – koślawą, rachityczną, a jednak piękną i kuszącą.
Kuszącą tajemnicą wiecznego istnienia, które nieustannie umiera i odradza się w kole Życia.
Od zawsze i na zawsze.
A to, co pomiędzy, to dostępne nam przemijanie.
Listopad jest jego kwintesencją.