Przeprowadzka w rodzinne strony mojej Mamy jest jak wywoływacz przeszłości. Chodzę więc jej śladami, a jest ich trochę, jak choćby ponad stuletni bez lilak, i co rusz przed oczyma pojawiają się niewyraźne obrazy, jak ze starych fotografii, skonstruowane z opowieści i niedopowiedzeń. Tak też było wczoraj.

Choć na zdjęciu krzew wygląda niepozornie i nader zwyczajnie, dla mnie jest wyjątkowy. To bez lilak, krzew, który ma ponad sto lat i pamięta czasy, gdy żyła moja prababcia.

Bez ten rósł kiedyś na podwórku jej zagrody, całkiem możliwe, że prababcia siadała w jego cieniu na ławce, a w maju, gdy zakwitał, czuła jego zapach.

Dziś w tym miejscu nie ma śladu po zabudowaniach, jest za to dzika łąka i ten bez lilak. Usiadłam sobie wczoraj wśród wysokich traw pod tym krzewem bzu, przyglądałam się, jak nad lasem zachodzi słońce, i rozmyślałam o mojej prababci.

O tym, jakie miała życie, czy była szczęśliwa, co ją radowało, a co smuciło i czy byłaby ze mnie dumna.

Szkoda, że nie można tu, na Ziemi, mieć szansy spotkać się choć na chwilę ze swoimi przodkami.

Gdy tak siedziałam sobie w trawie, czułam spokój i wdzięczność – bez mojej prababci, babci i mamy nie byłoby mnie na świecie. Poczułam niezwykłą więź w tej kobiecej sztafecie pokoleń. Cztery kobiety, jedna krew, a jakże różne.

Gdy zaszło słońce, ułamałam z krzewu bzu gałązki i zabrałam do domu. Zamierzam je ukorzenić i posadzić w swoim ogrodzie.

Może wyrośnie z nich krzew, który przetrwa sto lat? Ale czy ktoś mnie wówczas wspomni?




 

Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. "Opowieści Wędrowne" to blog o tym, co możesz odkryć, będąc w drodze.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze