Wrzesień był pochmurny i deszczowy, dni słonecznych było niewiele i jakoś tak upłynął mi nad wyraz szybko. Nie zdążyłam się nim nacieszyć ani początkiem jesieni.
Dlatego październik planuję przeżyć zdecydowanie bardziej uważnie i sycić się każdą chwilą, a dziś okazji ku temu było wiele. Pogoda był piękna, słoneczna, mimo wiatru ciepło, wzięłam więc podręczny plecak i ruszyłam na kilka godzin do pobliskiego lasu.
Choć mieszkam w mieście, to w takiej dzielnicy, że w ciągu 20 minut piechotą już przekraczam bramę lasu. Za każdym razem gdy wchodzę do niego, nabieram głęboko powietrza i prostuję plecy. To taki mój mały rytuał, który sprawia, że czuję się cudownie wolna. Tak było i dziś.
Znam te ścieżki dobrze, a jednak wciąż odkrywam je na nowo. Jesień temu sprzyja, jej barwy potrafią niemal całkowicie zmienić oswojony obraz na zupełnie inny.
Tak, jesieni w tych wszelkich żółcieniach, czerwieniach, fioletach, brązach bardzo jest do twarzy.
Uwielbiam jesień i będę się nią sycić do granic możliwości 😁.