Szłam wąską ścieżką przez las, było już dość ciemno. By rozeznać się, gdzie jestem, wypatrywałam prześwitów między drzewami i nasłuchiwałam.
Cisza była pozorna, wsłuchując się w nią przy ograniczonej widoczności, z każdą chwilą wyłapywałam coraz więcej dźwięków.
Jeden stał się bardzo wyraźny i zaskakujący: chrapanie. Dobiegało spod korzeni starego drzewa.
Podeszłam bliżej, nachyliłam się u wejścia do nory: chrapnięcia były miękkie i poprzeplatane mruknięciami.
Choć nie widziałam, któż to tak smacznie śpi, to wiedziałam, że to lis. Pomyślałam, wrócę tu innym razem.
To był tylko sen.
Obudziłam się, zatrzymując na mgnienie oka pod powiekami obraz sennego lasu. I to uczucie, że zaglądam pod jego podszewkę.
Las we śnie był tak bardzo realny.
Las na jawie bywa jak ze snu.
Wszystko się przeplata…
Ps. Od kilku tygodni przytłacza mnie codzienność. Tak mało mam czasu na dalsze wędrówki, jeszcze mniej na pisanie. To dlatego dawno nic tu nie publikowałam. Ale to nie tylko kwestia braku czasu, ale też jakiegoś znużenia, które mnie dopadło i powoduje, że słowa nie chcą się układać, wydają się puste i bez znaczenia. Trzymam się jednak nadziei, że ten stan minie, gdy tylko uporam się z kilkoma sprawami. Pozdrawiam🍁
Zdjęcia po prostu są piękne!!!
Dzięki 😊
Marzenia senne przynoszą odpowiedzi na pytania…
Hm, a jakie Ci się nasunęły?
Magiczne te foty.
Dzięki 😁