Stała na peronie ponad pół godziny. Pociąg się spóźniał, ale Ewce nigdzie już się nie spieszyło. Wczoraj została zwolniona z pracy i teraz jechała tylko zabrać swoje rzeczy i pożegnać się z Kaśką. Jedyną życzliwą jej osobą w firmie. [paczuszka]

Myślała, że jest ich więcej, że gdy zajdzie potrzeba, będzie miała na kogo liczyć, tak jak inni mogli liczyć na nią, ale się pomyliła. I to bardzo. Gdy przyszło co do czego, współpracownicy wypięli się na nią, a ona stała się ofiarą porażki projektu.

A przecież ostatnie miesiące pracy nad nim to była harówa od rana do wieczora, zszargane nerwy, nieprzespane noce, zarwane weekendy, ale też nadzieja na awans i lepszą kasę. A ta była jej bardzo potrzebna.

Po rozwodzie z mężem Ewka musiała sama spłacać kredyt za mieszkanie i jeszcze oddać byłemu już mężowi jego część. Tak ustalili, bo nie chciała się znowu przeprowadzać, byłby to siódmy raz w ciągu ostatnich pięciu lat. On więc się wyprowadził, a ona została w dużym mieszkaniu. Mieli mieć przecież dzieci.

A teraz nie ma ani dzieci, ani pracy, ma za to czterdzieści lat na karku i kredyt w banku na kolejne dwadzieścia pięć. To prawie jak dożywocie – pomyślała rozgoryczona i wtuliła głowę w wełniany szal, jakby w nim chciała znaleźć schronienie nie tylko przed zimnem, ale przed nadciągającymi kłopotami.

Z pracy dostała bowiem „wilczy bilet”. – W tej branży już nikt pani nie zatrudni! Nikt i nigdy, bo ja o to się postaram! – wykrzyczał jej wściekle prosto w twarz dyrektor, gdy okazało się, że warty kilka milionów projekt, którym zarządzała, wysypał się z powodu jednego błędu w umowie. Jak ja mogłam go nie zauważyć? – zastanawiała się, nie dowierzając temu, co się stało. Nie, to raczej niemożliwe, bym coś przegapiła, a jednak…, ale jak ja mogłam…

Opóźniony pociąg z… dzi… do War…wy wjedzie na tor pier… przy …ronie trzecim… – niewyraźna zapowiedź z dworcowego megafonu wyrwała ją z rozmyślań. Po chwili na stację wtoczył się pociąg. Ewka niespiesznie wsiadła do wagonu i zajęła miejsce przy oknie. Pociąg ruszył.

Miała przed sobą godzinę jazdy, ale choć w przedziale było ciepło, nie chciało jej się zdejmować płaszcza. Otulał ją jak kokon. O Boże, żeby tak zasnąć i obudzić się, gdy wszystkie problemy się rozwiążą – pomyślała, przymykając znużone powieki. Zdecydowanie brakowało jej snu. Czu-czu, czu-czu, czu-czu – stukotały monotonnie koła pociągu niczym kołysanka. Czu-czu, czu-czu…

– Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? Mogę się dosiąść- Męski głos brzmiał, jakby dochodził gdzieś z zaświatów. A może to ona była w zaświatach? Spróbowała otworzyć oczy, ale zobaczyła jedynie zamazany obraz jakiejś postaci na tle plamy światła. Cholera, umarłam czy co? – przemknęła jej przez głowę myśl, ale w tym momencie pociągiem szarpnęło i leżąca obok na siedzeniu torba spadła a cała jej zawartość wysypała się na podłogę. Ewka natychmiast się ocknęła i zaczęła gorączkowo zbierać swoje rzeczy.

– Pomogę pani – odezwał się ten sam męski głos. Tym razem brzmiał mocno i wyraźnie, ale jednocześnie miękko i łagodnie. Lekko szpakowaty mężczyzna popatrzył z uśmiechem na Ewkę, a potem schylił się i sięgnął po niewielką paczuszkę, która leżała pod siedzeniem.

– Proszę, to chyba pani? – powiedział, podając jej niepewnym ruchem pakunek, jakby chciał go zatrzymać lub był zdziwiony jego obecnością. – Nie rozpakowała go pani. Dlaczego? – dodał. W jego głosie słychać było lekkie rozczarowanie.

Ewka zaskoczona tym tonem, spojrzała uważnie na mężczyznę. Miał może czterdzieści pięć lat, błękitne jak letnie niebo oczy i kogoś jej przypominał. Tylko kogo?

– Tak, nie rozpakowałam… chyba zapomniałam, że w ogóle ją mam, to znaczy, że mam tę paczuszkę, wie pan, ostatnie miesiące były takie trudne, sama nie wiem…, nawet nie pamiętam, od kiedy ją mam…, tyle pracy, a wszystko bez sensu… – zaczęła się tłumaczyć, spoglądając na trzymaną w dłoni paczuszkę.

Była wielkości wizytówki i grubości kilku kartek, zapakowana w biały, teraz już nieco przybrudzony papier, owinięta zielonym sznurkiem. Wyglądała jak plik miniaturowych listów, jakie otrzymywało się dawniej do bliskiej osoby i przechowywało na pamiątkę, zanim zapanowała moda na e-pocztę. W niej wystarczy zrobić „delete” i nie ma… – pomyślała. I nagle ją olśniło. Cholera, poczta! Oczywiście! To nie ja popełniłam błąd w umowie, nie ja! Podłożyli mi świnię…

– Pani Ewo? – Głos mężczyzny znowu brzmiał jak z zaświatów. – Coś się stało? – zapytał zaniepokojony.
– Nie, nie! – prawie wykrzyczała Ewka, zaciskając jednocześnie dłoń w pięść i miętoląc pakunek. – A w zasadzie tak, stało się! – dodała. – Koledzy z pracy chcieli się mnie pozbyć, no i im się udało. Podmienili umowę i zwalili na mnie, że to ja niby popełniłam błąd…, ja! Ale to niemożliwe, po prostu niemożliwe, ja takich błędów nie popełniłam, ja nie! – mówiła coraz bardziej rozgorączkowana.

– Pani Ewo… proszę mnie posłuchać…, ja chciałbym coś pani ważnego powiedzieć… – zaczął mężczyzna.
– A pan skąd zna moje imię? – Ewka wtrąciła, zaskoczona, bo dopiero teraz do niej dotarło, że mężczyzna zwraca się do niej po imieniu, a przecież nie przedstawiali się sobie.

– Na paczuszce jest napisane „Dla Ewy” – odparł spokojnie mężczyzna. – Proszę spojrzeć, o tu. I proszę mnie posłuchać…

– Ach tak, rzeczywiście… na paczuszce… – odparła, ale jakby już nieobecnym głosem. Myślami bowiem była znowu w pracy, już widziała siebie, jak idzie do dyrektora i wszystko wyjaśnia, pokazuje maile, udowadnia, że to nie ona popełniła błąd, bo ona takich błędów nie popełnia, a potem dyrektor ją przeprasza i błaga, by wróciła, a potem ona dostaje awans i wszystkie problemy się rozwiązują…, roz-wią-zują, roz-wią-zują… – szumiało jej w głowie w rytm ruchu pociągu.

Następna stacja Warszawa Zachodnia... – Zapowiedź konduktora wyrwała ją nagle z rozmyślań.

– Ja będę już wysiadać – powiedziała i, podnosząc głowę, spojrzała w kierunku mężczyzny. Ale jego nie było. Miejsce na przeciwko było puste. Ewka rozejrzała się po wagonie, ale nigdzie nie dostrzegła nieznajomego. Poczuła jakiś niepokój. Przecież nie mógł się tak rozpłynąć – pomyślała, ale dla uspokojenia zaraz dodała: Eh, pewnie się tak zamyśliłem, że nawet nie zauważyłam, jak sobie poszedł.

Niepokój jednak nie ustąpił. Spojrzała na swoją wciąż zaciśniętą dłoń, w której trzymała paczuszkę – pomiętą, teraz bardziej przypominającą śmiecia, niż eleganckie acz skromne zawiniątko. Napis był jednak wciąż dobrze widoczny. „Dla Ewy” – przeczytała i nagle coś zaskoczyło jej w głowie. – Boże, już wiem, gdzie go widziałam! – prawie krzyknęła na wspomnienie sceny sprzed kilku miesięcy. To on mi to dał, tak, te oczy! To on! – powtarzała w myślach, a obrazy z przeszłości przewinęły się jak film w kalejdoskopie. – Że też o tym zapomniałam… – zamruczała pod nosem.

Pociąg wjechał na stację. Ewka złapała torbę i ruszyła do wyjścia. W zaciśniętej dłoni wciąż trzymała paczuszkę. Przecież nawet nie wiem, co w niej jest! Jak mogłam wtedy tego nie sprawdzić? – niedowierzała sama sobie. Wysiadła z pociągu i rozejrzała się po peronie, próbując wzrokiem przebić się przez tłum ludzi. Nieznajomego mężczyzny jednak nie dostrzegła.

A jeśli jest nadal w pociągu? Może jedzie na Centralny? Pewnie obraził się na nią, że go nawet nie wysłuchała, no i ta paczuszka… Ewka zawahała się, ale po chwili już wiedziała, że musi go odnaleźć. Tylko jak? Na peronie rozległ się przenikliwy dźwięk gwizdka konduktora, który dawał sygnał do odjazdu. Ewka dała susa w stronę drzwi, nacisnęła przycisk i w ostatniej chwili wskoczyła do wagonu.

Tym razem praca musi poczekać – powiedziała stanowczo na głos i ruszyła w głąb pociągu. Do następnej stacji było kilka minut i kilka wagonów do sprawdzenia, a ona koniecznie chciała odnaleźć nieznajomego mężczyznę. No, musi też wreszcie zajrzeć do paczuszki. Napis „Dla Ewy” wciąż był wyraźny.


cdn. 

Wędruję, piszę i fotografuję, by oswajać przemijanie i inspirować do wędrówek, gdyż każdy czas jest dobry, aby ruszyć w świat. “Opowieści Wędrowne” to blog o tym, co możesz znaleźć, będąc w drodze.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments