Pisarzom coraz trudniej jest znaleźć pieniądze na życie – powiedział Stephen King, jeden z najpoczytniejszych pisarzy na świecie, podczas procesu, jaki właśnie się toczy w Stanach, a dotyczący uniemożliwienia fuzji dwóch największych wydawnictw w kraju.
Obawy Kinga, który występuje w tym procesie jako świadek Departamentu Sprawiedliwości, wydają się jasne: fuzja wydawniczych gigantów zmonopolizuje jeszcze bardziej rynek wydawniczy w Stanach, przez co początkujący lub mało znani pisarze będą mieli jeszcze trudniej, by uzyskać godziwe honoraria autorskie i utrzymać się z pisania, a małe, często niszowe wydawnictwa znikną z rynku.
Można zdać sobie zadać pytanie: ale co to obchodzi Stephena Kinga, który na swoich książkach zarobił już krocie i nie musi martwić się monopolem, bo każde wydawnictwo przyjmie jego książki do wydania?
A jednak obchodzi i King daje temu wyraz nie tylko w słowach, ale i w czynach. Np. tym – jak sam wyznał – że „niejednokrotnie akceptował mniejsze zaliczki oferowane przez niezależnych wydawców, ponieważ chciał, by firmy te przetrwały”.
Mnie jednak w tej sprawie poruszyło jeszcze coś innego, jeszcze inne jego słowa, które odnoszę też do siebie.
Mianowicie, podczas rozprawy w sądzie King powiedział tak: „Przychodzi taki moment – jeśli masz bardzo, ale to bardzo dużo szczęścia – że możesz przestać podążać za swoim kontem bankowym i zacząć podążać za swoim sercem”.
Gdy przeczytałam te słowa, zadałam sobie pytanie – czy ja mogę już podążać za swoim sercem? No cóż, szczęścia trochę mam, trochę nie mam, pieniędzy na życie wystarczy, o ile nadal będę pracować w zawodzie, który na co dzień wykonuję, czyli jeśli będę pracować jako lekarz w poradni. Ale ku czemu skłania się moje serce?
Od dłuższego czasu już wiem, że jest ono przy pisaniu. I tu pojawia się też problem, bo chcąc zrealizować pisarskie plany, wiem, że powinnam się temu poświęcić, co wymaga czasu. A zawód lekarza też wymaga czasu i w dodatku przynosi zmęczenie.
Chciałabym móc iść za sercem, za pisaniem, zostawić inne zawodowe aktywności, ale jestem na rozdrożu. Rachunki same się nie opłacą. A poza tym, czy będę miała szczęście, o którym mówi King, by utrzymać się z pisania?
A jednak mimo tych wątpliwości, obaw, powątpiewania w swoje szczególne szczęście, jestem coraz bliżej podjęcia decyzji, by postawić wszystko na jedną kartę i pisać tak na poważnie, jak zawodowiec, a nie z doskoku, na ile inne sprawy pozwalają.
Chcę się rzucić na głęboką wodę, iść za sercem, nawet jeśli sprawi mi to zawód, bo jeśli nie teraz mam spróbować, to kiedy? Świat niepewny, czas płynie, raz się żyje!
Dziękuję Ci Stephenie Kingu!