Druga w nocy to niekoniecznie dobra pora, by siedzieć przy komputerze i pisać artykuł. Szczególnie, że dzieje się to notorycznie, mimo wielu prób zmiany tego fatalnego dla zdrowia nawyku.
Ale druga w nocy, przynajmniej dla mnie, to doskonała godzina na myśli skupione wokół tego, co metafizyczne, ulotne, płochliwe i ponadczasowe.
I jedną z nich zapisałam, by nie uleciała przed czasem. Ot, taka sobie refleksja pt. “Płaszcz z ptasich piór” o lęku przed…, no właśnie, jak myślicie, przed czym?
Płaszcz z ptasich piór
A ona chciałaby uszyć płaszcz z ptasich piór. Z tych porzuconych i z tych zagubionych. Z tych, co marnieją na brzegu morza, gdy woda łapczywie chwyta się piasku i kamieni, by stać się ciężarem dla ptasiego puchu.
I z tych, które zamiast w wodzie, niszczeją w kępach zeschniętych traw, których na siano nikt już nie chce. Cóż, puch mewom widocznie też niepotrzebny, a choć lekki, to po wystarczająco długim czasie i tak utonie na dnie wśród śmieci. A te pióra, które znalazły przystań w kępach traw, smagane wiatrem i spiekane słońcem też stracą na swym lekkim ciele, aż wybieleją ich szkielety wśród płowej zieleni.
Ona więc chciałaby uszyć płaszcz z ptasich piór. Z tych porzuconych i z tych zagubionych.
Z tych, co trwonią swą siłę i lotność w chaszczach przy drodze. Bo jakże biedne są te pióra-nieloty, rozdrapywane przez gałęzie, zadeptywane przez mrówki, opluwane przez muchy. Ich towarzystwem zaledwie robactwo.
I wreszcie z piór wyrzuconych z gniazd, które w ostatniej drodze, sięgając ziemi, nie wiedzą jeszcze, że ona im matką od teraz będzie. Aż do ostatniego ziarna prochu, w który z czasem każda lekkość bytu się obraca. Z nich wszystkich chciałaby uszyć płaszcz.
Dla siebie, by nosić go jak drugą skórę. I choć wie, że na skrzydłach rękawów nigdy nie wzleci, to przynajmniej ochroni ją przed spiekotą, zimnem i deszczem. Ją – nagie ciało skulonego w sobie pisklęcia.
[Bogumiła Kempińska-Mirosławska, „Płaszcz z ptasich piór”]
PS. A może to w ogóle nie jest o lęku?