Jakiż zachwyt i błogość musiał poczuć pierwszy człowiek, który okiełznał ogień – ogrzał się przy nim i przyrządził na nim gorący napój lub strawę.
Ciepło ogarnęło go nie tylko z zewnątrz, ale i od środka, nie było to tylko ciepło ciała, ale zapewne też duszy.
Tak, ogień potrafi ogrzać ciało, myśli, rozradować serce, ogień potrafi łączyć.
Nie na próżno ludzie siadali razem w kręgu przy ognisku i choć dookoła panowała ciemność, to ich twarze rozświetlały tańczące płomienie, dając poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty.
Uwielbiam patrzeć na ogień. I choć z fizykochemicznego punktu widzenia wiem, czym on jest, to gdy porzucę to materialistyczne podejście na rzecz metafizyki, ogień wciąż stanowi dla mnie tajemnicę i przyciąga ku sobie. I dobrze, niech tak zostanie.
Dziś znowu cieszyłam się jego płomieniami, popijając gorącą kawę.
Dookoła panował bezruch zimowego lasu, z każdą minutą coraz bardziej pochłaniała go szarość wieczoru, ale mój ogień był pełen ruchu i świetlistości.
Czułam się całkowicie bezpieczna.