Miała w domu stary zegar, ponadstuletni. Gdy była dzieckiem, to na nim babcia uczyła ją rozpoznawać godziny. I wciąż powtarzała – gdy umrę, ten zegar będzie twój. I tak się stało, zegar jednak stał się też zegarem rodzinnej niezgody, gdyż pretensje o niego miały ciotki.
Ona jednak nie przejmowała się tym zanadto, gdyż pamiętała słowa babci – ten zegar będzie twój. Czuła się więc jego pełnoprawną właścicielką.
Gdy wprowadziła się już do swojego mieszkania, zegar zawisł w salonie i przez lata pięknie i miarowo wybijał godziny. Zupełnie jak dawniej, gdy była dzieckiem. Zawsze wskazywał też dokładnie czas, a ten zupełnie się zegara nie imał.
Aż w pewnym momencie coś zaczęło się z zegarem dziać. To przyspieszał, to się spóźniał, to wygrywał swoją melodię bez związku ze stałymi dotąd porami, to się zatrzymywał i ruszał niespodziewanie. Zupełnie jakby zaczął żyć innym życiem, w które jednak zamiast porządku wdał się chaos. Tak też było u niej w życiu, ale wtedy ona jeszcze tego nie zauważyła.
Do sprawy psującego się zegara podeszła więc pragmatycznie, oddając go po prostu do naprawy zegarmistrzowi. A potem do kolejnemu i jeszcze następnemu, bo zegar po kilku dniach „chodzenia o właściwych godzinach” wciąż zbaczał na ścieżki chaosu. Żaden zegarmistrz nie potrafił naprawić go na dłużej.
Zrezygnowana przestała więc zegar nakręcać, zdjęła ze ściany, owinęła w prześcieradło niczym nieboszczyka i schowała na dno szafy. Co z oczu to z serca – pomyślała i po jakimś czasie zupełnie zapomniała o „martwym” zegarze. Życie toczyło się dalej.
Były w nim wzloty i upadki, początki i końce, marzenia i rozczarowania. I jakaś tęsknota, nie wiadomo za czym lub za kim, jakieś pogmatwanie, jakieś poczucie pustki i przepełnienia zarazem. Jakiś chaos. Gdy uświadomiła sobie ten stan, spróbowała coś zmienić, uporządkować, kończyć, co niedokończone, rozstać się z tym, co zupełnie nie warte uwagi, doceniać każdą chwilę. Nie od razu zauważyła w sobie zachodzące zmiany, bo trwały one długo i okupione były porażkami. Ale wciąż próbowała.
Aż pewnej nocy obudziła ją jakaś melodia. Znała ją, znała ten dźwięk, ten ton, tę głębię. Nasłuchiwała, skąd może dobiegać. I jakież było jej zdziwienie, gdy uświadmiła sobie, że dobiega z… szafy. Wstała i w mroku rozświetlonym światłem ulicznych latarni, które dostawało się przez okna do mieszkania, podeszła do szafy. Otworzyła ją i już wiedziała. To stary zegar wybijał znaną już melodię.
Zdziwiła się, że tak po latach ruszył bez nakręcania, zupełnie jakby się obudził ze snu albo wstał z martwych. Zdziwiła się, ale się nie bała. Wyjęła zegar z szafy i rozchyliła prześcieradło. Zegar wciąż był taki sam, czas był dla niego łaskawy. Zegar tak samo wdzięcznie wybijał melodię. Dotknęła jego tarczy i poczuła pod nią drżenie mechanizmu zegara. To biło jego serce. A ona już wiedziała, co ma dalej robić.
Tej nocy przyśniła się jej babcia. – Masz znowu swój czas – powiedziała z uśmiechem.
Fot: pixabay.com