Wyobraź sobie, że wstajesz wcześnie rano, idziesz do łazienki, spoglądasz w lustro i widzisz.., i tu można byłoby trzymać się tego, co zwykle widzimy w takiej chwili, czyli zaspaną twarz. Ale puśćmy wodze fantazji i dopiszmy inne scenariusze. Więc spoglądasz w lustro i widzisz, że… nie masz twarzy.
Nie wierzysz własnym oczom, przecierasz je, myślisz, że wciąż śnisz, ale nic z tego, twarzy w lustrze nie ma i już. Dotykasz jej rękoma, no jest, czujesz znane wgłębienia i wypukłości, sprawdzasz jeszcze raz – w lustrze nie ma. Przecierasz więc lustro – myślisz z nadzieją: pewnie brudne.
Ale nie, wszystko inne – półki, kafelki, ściany – odbija się w nim z zaskakującą wyrazistością. Panika.
Już nie myślisz, jesteś przerażony, z trudem łapiesz oddech, jedno uderzenie serca goni drugie i „depcze mu po piętach”. Krzyczysz: to nie może być prawdą! Nie może! – ale swojego głosu nie słyszysz. Przepaść, Ciemność. Nic.
Ale może być też inny scenariusz…
Więc wstajesz wcześnie rano, idziesz do łazienki, spoglądasz w lustro i… widzisz mieszkanie sąsiadów. Myślisz, marszcząc brwi, ki diabeł? Skąd to weneckie zwierciadło się tu wzięło?
Zaglądasz pod spód lustra, wygląda normalnie, tak jak wtedy, gdy wieszałeś je na ścianie. Pod nim też ta sama ściana. Patrzysz ponownie, no jest, w całej okazałości – łazienka sąsiadów. Ale jaka brzydka – myślisz sobie i uśmiechasz się z zadowolenia, ale natychmiast stawiasz się do pionu: przecież to niemożliwe, abym widział ją w tym lustrze – szepczesz zdziwiony. Co jest? O co chodzi?
Zadajesz pytania. Próbujesz naraz przypomnieć sobie optykę z fizyki, światy równoległe z astronomii i, niestety, ostatni artykuł, jaki czytałeś na temat schizofrenii. Myślisz, chyba wariuję, bo pić nic nie piłem wczoraj. Zamykasz oczy, może śnisz. Otwierasz je i aż cię odrzuca.
Z drugiej strony lustra spogląda na ciebie… sąsiadka, a właściwie nie na ciebie, ona patrzy w swoje lustro, przyglądając się workom pod oczami. Już wiesz, że ona cię nie widzi, ale czujesz, jakbyś ją podglądał, więc mówisz – przepraszam. Już wiesz, że zwariowałeś. Jak kiedyś Twój ojciec.
To tylko dwa przykłady, ale może być jeszcze wiele innych scenariuszy tej prostej historii, jakiej doświadczamy na co dzień, czyli porannego patrzenia w lustro. Co w nim zobaczysz, zależy od twojej pisarskiej wyobraźni. Ale nie tylko.
Bo to, co zobaczysz w lustrze swojej opowieści, mówi także wiele o Tobie.
Pisanie jak lustro
Każde opowiadanie, każda powieść, wiersz, reportaż nawet jest nie tylko opowieścią o ich bohaterach, ale też opowieścią o autorze, który ich wykreował bądź opisał.
Bywa, że autor chce być niewidoczny, wręcz przezroczysty, chce tylko mówić o losach swoich postaci, ale nawet wtedy mówi także o sobie.
Bywa też, że chce żyć życiem swoich bohaterów, identyfikuje się z nimi, wręcz podgląda, co robią. Ale niezależnie od wszystkiego, autor zawsze przegląda się w oczach swoich postaci, by poznać… siebie.
Nie na próżno się mówi, że akt pisania może być aktem niezwykle intymnym, w którym dochodzi do obnażenia swojego „ja” autora, tego „ja”, z którym autor musi się zmierzyć, patrząc mu w oczy.
Nie na próżno też pisanie może być formą terapii. Zaplątując i rozplątując w powieściach losy bohaterów, autor mierzy się także ze swoim losem. W historiach bohaterów skrywa swoją własną historię, swoje lęki, pragnienia, do których sam boi się przyznać, ale od czego jest bohater opowieści! – jemu można bezpiecznie przypisać wszystko.
Czy w moich opowieściach, w których kreuję postaci, też jest moja historia? Zapewne! Owsem, nie cała, są raczej jej odpryski, które niczym kawałki potłuczonego lustra wbiły się głęboko w wykreowaną postać, tę, czy inną. W każdej z nich zostawiłam kawałek siebie, a każda z nich zostawiła coś we mnie.
Tak było, gdy pisałam „CHIMERĘ„. Po napisaniu jednego z opowiadań, przez kilka dni nie mogłam dojść do siebie. Ale o tym innym razem.
ZACZYTAJ SIĘ!