To było bardzo dawno, gdy zmarł nagle mój chrzestny, wujo Marian, którego bardzo kochałam, bo w pewnym sensie w dzieciństwie był dla mnie jak ojciec.
Zmarł w czasach, gdy bardzo trudno było cokolwiek kupić, a porządne buty były towarem deficytowym.
Gdy pomagałam w organizacji pogrzebu, okazało się, że wszystkie buty wuja mają zniszczone cholewki. Czułam, choć to może irracjonalne, że nie mogę pozwolić, by był pochowany w takich butach.
By mu je kupić – te buty na ostatnią drogę, wstałam bardzo wcześnie rano i poszłam stać w kolejce pod domem handlowym, do którego mieli przywieźć towar.
Ludzi było bardzo dużo. Gdy tylko otworzyli sklep, wszyscy rzucili się do środka. Ja biegiem przeskakiwałam schody po kilka stopni, by jak najszybciej znaleźć się przy stoisku z obuwiem, które było na pierwszym piętrze.
Rzuciłam wzrokiem na półki i były! Piękne, czarne buty, jedna para, i dokładnie wujowy rozmiar. Byłam szczęśliwa, że udało mi się je kupić. Przycisnęłam je do piersi i się popłakałam.
W noc przed pogrzebem przyśnił mi się wujo, był w tych butach i szedł drogą. Zapytałam go, jak tam jest po tej drugiej stronie.
Wujo uśmiechnął się do mnie i w tym śnie odparł: nie pytaj, jak tu jest, dla Ciebie jest jeszcze dużo za wcześnie.
Gdy się obudziłam, poczułam spokój. A wiele lat później napisałam wiersz pt. Dotknięcie o tym, że próg nieba należy przekraczać w butach. Nie jest to sensu stricto wiersz o moim wuju, ale poetycka interpretacja sytuacji związanej z odchodzeniem. przemijaniem i tym, co wówczas zostaje.
Hm, jakoś koniec roku sprzyja takim refleksjom.
A oto wiersz „Dotknięcie” z tomiku PRZEMIANY.