Wędrując, przemierzam różne drogi. Piaszczyste, w które but zagłębia się, spowalniając wędrówkę. Ubite, przez które przeszło już wielu, a ja idę ich śladem. Poprzecinane korzeniami, na których muszę uważać, by nie stracić równowagi, niewłaściwie stąpając. Czasem, gdy idę przez jakieś miasteczko i szukam tego, co minione, napotykam „kocie łby”. I nie o zwierzę tu chodzi, lecz o drogi z polnego kamienia.
Ich początki, biorąc pod uwagę technologię budowania, sięgają aż starożytności. To w starożytnym Rzymie w ciągu około pięciu stuleci i w czasie rozwoju Imperium Rzymskiego wybudowano kilkadziesiąt tysięcy kilometrów kamiennych dróg. Były to przede wszystkim drogi przemarszu wojsk i szlaki handlowe.
Ten sposób budowania dróg był także popularny w średniowieczu i wiekach następnych, również w Polsce, szczególnie w miastach. Droga z kamienia polnego miała bowiem wiele zalet: była w miarę tania w budowie ze względu na łatwą dostępność budulca i wytrzymała, koła wozów nie grzęzły w niej tak, jak na drodze piaszczystej i mniej się kurzyło.
Takie drogi miały jednak też swoją wadę – ze względu na swoją naturalnie nierówną powierzchnię jazda po takiej drodze, np. bryczką, nie była komfortowa – po prostu pasażerami rzucało dość mocno, szczególnie gdy trzeba było przez te „kocie łby” pognać szybciej konie.
A skąd się w ogóle wzięła nazwa „kocie łby”?
Językoznawca, Artur Czesak, tak wyjaśnia:
Dziś takich dróg się nie buduje, co najwyżej odnawia się je w ramach renowacji zabytkowych części miast i miasteczek, co nie oznacza, że takich dróg już nie ma. Wciąż są „kocie łby”, np. w Gdańsku, na Zaroślaku, i trwają – kamienne, wyślizgane przez podkowy końskich kopyt, wychodzone, wbite w ziemię tak bardzo, jakby były z nią zrośnięte, nigdy nie głaskane.
Bo nie są do głaskania, jak w tym wierszu pt. Industria.
Industria
„Kocie łby” nie są do głaskania.
Ścierają obcasy butom i wykrzywiają w kostkach nogi.
Kiedyś ścierały się też z żeliwnymi kołami dorożek,
drażniąc je aż do zgrzytu.
Dziś wciskają się milcząco w nadętą gumę opon samochodów,
konie mechaniczne nie lubią jednak „kocich łbów”,
bo podskakują na nich jak pijane pchły,
tracąc pęd i wdzięk rumaka.
Ach, gdzie te konie – gniade, kare, siwe,
wystukujące podkowami na „kocich łbach” tętent życia dawnych miast.
Ach, gdzie ten tętent życia dawnych miast – czy też tak macie, że chcielibyście choć na chwilę przenieść się w czasie, by zasmakować przeszłości? Ja tak, szczególnie do średniowiecza. Ale o tym innym razem.