Właśnie siedzę sobie nad stawem w środku miasta, obserwuję kaczki i przychodzą mi do głowy wierszowane myśli.
A oto efekt – bajeczka o trzech kaczkach-kwaczkach i czwartej, która pamiętała, że ma skrzydła.
Trzy kaczuchy się skwakały,
czwartą wciąż obgadywały.
A że pióra ma nie takie,
jakieś szarobure, siakie,
głową kręci nie w tę stronę,
w którą chciałyby – rzecz jasna – one.
No i płetwy takie płaskie,
że jak pływa, to aż z plaskiem,
który słychać aż za stawem.
Lecz najgorszy jest jej kwak:
ona nie, gdy one tak, kwak-tak.
Więc postanowiły razem trzy
wygnać czwartą poza staw,
bo przynosi tylko wstyd,
a tak już nie może być,
kwak-tak nie może być! Co za wstyd!
I zaczęły dziobać ją,
a to w kuper, a to w skroń.
Won, kwa-kwa, won! – kwak-tak!
– drze się pierwsza, druga, trzecia.
Aż usłyszał je myśliwy,
który błądząc tydzień w lesie,
dotarł wreszcie nad ten staw.
A że chętkę na pieczyste miał,
chwycił flintę, wycelował:
pach, trach, ciach i kaczuchy padły trzy,
rzecz jasna trupem, nie inaczej.
Żadna więc już nie zakwacze,
że ta czwarta jakaś taka
jest pod prąd, choć nijaka, a bo pióra jakieś bure, płetwy płaskie, pływa z plaskiem, głową kręci wciąż nie tak.
Za to skrzydła ma jak ptak
i pamięta, że je ma.
Gdy myśliwy chwytał flintę,
czwarta skrzydła rozwinęła
i spokojnie odfrunęła.
Pach, ciach, trach, padły trzy.
Jaki jest z tej bajki morał?
Choćbyś nie wiem jak się trzymał w kupie, głową kręcił wciąż na tak,
gdy zapomnisz, że masz skrzydła,
zawsze znajdzie się myśliwy –
pach, ciach, trach, raz dwa, trzy,
teraz padasz ty.
Pamiętaj o skrzydłach!